Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Zabójca w formie. Jarocin dzień 3

Jarocin dzień 3 

Każdy z nas ma prawdopodobnie taki zespół, na którego koncert pojedzie zawsze i wszędzie. Dla mnie takim zespołem od wielu lat jest legenda amerykańskiej sceny trashowej: Slayer. Widziałem ich już kila razy i wiem, że grają różnie. Czasem są to koncerty genialne, a czasem na pół gwizdka. I tego się obawiałem w tym przypadku. W końcu grają na punkowym festiwalu, nie są gwiazdą, mają skrócony set (grali godzinę). Z takimi obawami spakowałem się i ruszyłem do Jarocina na trzeci i ostatni dzień festiwalu. Nigdy nie spodziewałem się, że mogę trafić w takie miejsce, a jednak, stało się.

Na festiwalu pojawiłem się przed czasem, przez co mogłem bez pośpiechu przejść się na koncert pierwszego zespołu, grającego tego dnia na głównej scenie. Scream Maker to młody, heavy metalowy zespół, mający na koncie dwie płyty oraz koncerty z takimi gwiazdami jak: Motorhead, Megadeth a teraz Slayer. Zagrali krótki, energiczny set składający się z ich autorskiego materiału oraz coveru Rainbow. Chłopaki starali się na scenie jak mogli, ale nie porwali do zabawy nielicznej, jak na tę porę, publiki. Niestety, taka rola rozpoczynających koncerty.

Kolejnym zespołem tego dnia, na który poszedłem, był D.O.A – kanadyjska legenda hardcore punku. Moim zdaniem, spośród wszystkich zespołów jakie tego dnia widziałem, pasowali do festiwalu najbardziej i na pewno nie zasługiwali na granie o tak wczesnej porze. Zaprezentowali żywiołowy koncert w duchu punka przepełnionego ciętymi tekstami o charakterze politycznym. Wchodząc na scenę powiedzieli, że powinniśmy znać swoich wrogów, prawdopodobnie miało być to odniesienie do tego, co teraz dzieje się na świecie. Widać było, że bardzo przypasowali publiczności, która bawiła się w punkowym młynie pod sceną. Oczywiście nie mogło zabraknąć w setliście nadal aktualnego kawałka ,,Police Brutality”. Mimo tego, że nie jestem jakoś specjalnie ich fanem, koncert bardzo mi się podobał i chętnie zobaczyłbym ich na klubowych deskach.

Wreszcie to, na co czekałem – Slayer. Scena przystrojona w ogromną okładkę ich ostatniej płyty. I tak zgasło światło a z głośników poleciało intro ,,Delusions of Saviour”, pod koniec którego na deski wkroczyli muzycy. Ruszyli od totalnej petardy w postaci ,,Repentless” i już wiedziałem, że będzie to bardzo dobry koncert. Nagłośnienie było na wysokim poziomie, słychać było wszystko tak, jak powinno się słyszeć. Tom był w doskonałej formie wokalnej od samego początku do końca. Nawet podziękował fanom po polsku. Pierwszy raz słyszałem Toma Araye próbującego powiedzieć ,,dziękuje bardzo”. Niespodzianką było, że w połowie koncertu muzykom wręczono złotą płytę za ostatni album ,,Repentless”, jak dla mnie w pełni zasłużoną, ponieważ to płyta na wysokim poziomie. Muzycy zrobili sobie zdjęcie z płytami na tle dość sporej publiki zgromadzonej tego dnia na festiwalu, a wokalista próbował przeczytać podziękowania w stronę polskich fanów z kartki. Jednak w muzyce zabójcy nie chodzi o podlizywanie się publice ani o zbędną słodycz, tylko o pierwotną agresję i tak było. Setlista była bardzo zróżnicowana. Zespół w ramach promowania płyty zagrał z niej trzy kawałki: tytułowy, ,, When the Stillness Comes” i ,, You Against You”. Okazały się one koncertowymi petardami, niczym nie odstającymi od klasycznych killerów. Zespół powrócił nawet do czasów debiutu za pomocą ,, Fight Till Death”, który praktycznie nigdy nie pojawia się na koncertach oraz zagranego na bis ,,Black Magic”. Z nowszej twórczości pojawiło się już klasyczne ,, Hate Worldwide”, kipiące agresją zarówno słowną jak i muzyczną, co czyni je genialnym utworem koncertowym. Tom ze sceny zapowiedział zagranie ballady w stylu Slayera i dostaliśmy ,,Dead Skin Mask”, podczas którego zostawił refren do odśpiewania publiczności. Zaraz po nim zagrali tytułowy kawałek z albumu, na którym się znalazł czyli ,, Seasons in the Abyss” i zeszli ze sceny. Po krótkim czasie poleciało intro do ,, South of Heaven” i tak rozpoczęły się bisy. Po nim wspomniane już ,,Black Magic” i dwa nieśmiertelne killery koncertowe „Rainning Blood” i ,,Angel of Death”. Podczas tego ostatniego popisywał się Holt trzymając gitarę nad głową i podrzucając ją podczas solówek. Po ostatnich dźwiękach zespół zakończył koncert. Jeszcze tylko rzuty kostek i pałeczek oraz pożegnanie, podziękowanie i obietnica szybkiego powrotu zespołu złożona przez Toma.

Zakończeniem tego dnia był specjalny koncert Acid Drinkers w hołdzie Motorhead. Niestety, jak można było się spodziewać, na tym koncercie zostały już tylko niedobitki po Slayerze. Zgasły światła i poleciało ,,We’re Acid Drinkers and we play rock’n’roll” i zaczeli od ,,Iron Fist”, czyli tradycyjnie tak, jak Motorhead zaczynał większość koncertów. Ku mojemu zaskoczeniu wypadło to bardzo dobrze i widać było, że zespół przyłożył się do koncertu. Bas Titusa brzmiał charcząco, a wokalnie było wspaniale. Niestety koncert był zdecydowanie za głośny, przez co ginęły gitary. ,,Normalnie śmierć kogoś czci się minutą ciszy, ale nie w tym przypadku. My zrobimy godzinę hałasu” - tak zapowiedział ten koncert wokalista i zagrali godzinę nieśmiertelnych kawałków takich jak ,,Overkill”, ,, Metropolis”, ,,Orgasmatron”, ,, Born to Raise Hell” i ,, (We Are) The Road Crew”. Na zakończenie zagrali autorski numer ,,Pizza Driver” przerobiony na Motorheadowy standard, co wypadło bardzo fajnie i ostatni numer na pożegnanie ,,Ace of Spades”.

Koncertowo festiwal był bardzo dobry, lecz niestety publiczność była jego najsłabszym punktem. Tak to bywa, kiedy festiwal ma za bardzo przekrojowe kapele i publika często nie wie o co chodzi. Podczas koncertu Slayera tworzył się niezgrabny młyn. W czasie wolnych kawałków publika, prawdopodobnie nie znająca ich twórczości, chciała robić coś co prawdopodobnie miało być ścianą śmierci, a wychodziło jak parodia.  W Polsce mamy potencjał do zrobienia prawdziwego festiwalu z prawdziwą metalową publicznością. Może więc wykorzystajmy to, a nie organizujemy przekrojowy festiwal z ludźmi znającymi dwa numery tak wielkiego zespołu.

Kacper Hawryluk

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5042584
DzisiajDzisiaj2257
WczorajWczoraj4387
Ten tydzieńTen tydzień18007
Ten miesiącTen miesiąc46235
WszystkieWszystkie5042584
13.59.218.147