Soulfly, Deadpoint - Warszawa - 10.08.2016
SOULFLY, Deadpoint - Klub Proxima - 10 czerwca 2016
Nigdy nie byłem fanem Soulfly, więcej uważam ten zespół za najgorszy twór, jaki Max stworzył. Dlatego na koncert do Proximy poszedłem bez większych oczekiwań - usłyszeć kilka kawałków Sepy i jak się uda to te kilka utworów Soulfly, które lubię. Pewnie te małe oczekiwania sprawiły, że koncert naprawdę mi się podobał.
Na pierwszy ogień wyszedł wrocławski Deadpoint. Grają mieszankę metalcoru z groove metalem i na koncercie skupili się na autorskim materiale z ubiegłorocznego albumu „The Art of Deception”. Dużym plusem tego zespołu jest charakterystyczny wokalista z Chile, który na scenie aż kipi energią. Udało im się zebrać dość sporą publiczność, a koncert mógł się naprawdę bardzo podobać. Od zespołu wiem, że chcieli zagrać cover Killer Be Killed ale Maks im nie pozwolił, trochę dziwne zachowanie zwłaszcza, że miało to być hołdem w jego stronę.
Po przerwie technicznej i ustawieniu bardzo skromnej scenografii na scenę wkroczył Soulfly. Maks jeszcze tylko krzyknął ze sceny ,,Whats up Warsaw?” i rozpoczęli od otwierającego ostatnią płytę ,,We Sold Our Souls to Metal” i tu już problem, który trwał do końca koncertu – było za głośno. Poziom natężenia dźwięku był tak wysoki, że wokal ginął w ścianie instrumentalnego dźwięku, przez co nie mogę ocenić kondycji wokalnej Maksa. Mogę za to powiedzieć, że od samego początku złapał genialny kontakt z publicznością i zrozumiałem o jakiej polskiej energii na koncertach mi mówił podczas wywiadu. Naprawdę ten zespół ma u nas ogromną rzeszę fanów. Dużą częścią setu były utwory z ostatniej płyty „Archangel” „Ishtar Rising”, „Sodomites” i już wyżej wspomniany przeze mnie otwieracz. Utwory te pasowały zarówno do starszych numerów Soulfly jak i Sepy. Skoro już o Sepulturze mowa, to zagrane zostały trzy numery tego zespołu i to same szlagiery: „Refuse/Resist”, „Roots Bloody Roots” i „Arise / Dead Embryonic Cells”. Ten ostatni został poprzedzony genialnym popisem gitarowym Marca Rizzo, dalej jestem w szoku genialnych zdolności muzycznych tego człowieka i lekkości z jaką on gra. Niestety nie zagrany został numer „From the Past Comes the Storm” z drugiego numeru Sepultury, strasznie chciałbym usłyszeć ten kawałek z wokalami Maksa. Ogromnym zaskoczeniem było zagranie utworu „Arise Again”, który już samym swoim tytułem wskazuje na odniesienie do legendarnego już utworu Brazylijczyków. Nie mogłem się doczekać, kiedy zagrają „Prophecy”, gdyż jest to mój ulubiony numer Soulfly i doczekałem się. Przez cały półtora godzinny koncert pod sceną był ogromny młyn, co bardzo cieszyło muzyków. Zyon, syn Maksa, grający na perkusji wykonał naprawdę dobrą robotę. Chłopak ma dobre wyczucie rytmu i pasję do grania, co było widać podczas koncertu. Na zakończenie usłyszeliśmy ,,Jumpdafuckup / Eye for an Eye” przedłużony o kontakt z publiką w postaci skandowania refrenu oraz bardzo piłkarskiego „OleOle Soulfly”. Następnie Max zszedł ze sceny, a reszta zespołu zagrała cover Iron Maiden „The Trooper”. W tym czasie legenda uciekła do busa, z którego już nie wyszedł, żeby rozdać autografy czy po prostu spotkać się z fanami.
Koncert bardzo mi się podobał, ale następnym razem proszę choć trochę ciszej, bo bolą uszy i traci na tym strasznie selektywność. Boli jeszcze gwiazdorka Maksa, który nie pozwolił zagrać coveru, a spotkanie z fanami było tylko za pieniądze. No ale cóż, gwiazdy już tak czasem mają. Mnie pozostaje czekać aż wróci do Polski z bratem, aby odegrać całe Rootsy, ale jeszcze bardziej marzy mi się koncert Cavalera Conspiracy.
Kacper Hawryluk