Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Deströyer666, Embrional, Ragehammer - Warszawa - 16.09.2016

 

DESTRÖYER666, Embrional, Ragehammer – Klub Hydrozagadka - 16.09.2016

„Poland! Truly a fkn honour to play here the past two nights. Manic, tireless, bestial mother fkrs. We fkn salute you!!” - takimi słowami Deströyer666 podsumował na facebooku dwie sztuki odegrane w połowie września kolejno w Warszawie i Zabrzu. Zaszczytem dla mnie było uczestniczyć w pierwszym z tych wydarzeń. Czy ten koncert spełnił moje oczekiwania? Czy warto było przejechać z Gdyni blisko 450 km? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. 

destroyer666 b

Warszawska Praga przywitała mnie wszechobecnym stylem „retro”, tłokiem pod Wileńskim i smrodem moczu. Taaak, jest to zdecydowanie klimatyczne miejsce. Przylegający bezpośrednio do klubu hostel Fabryka jest tego namacalnym dowodem. Jeśli ktoś jednak myśli, że cała dzielnica jest tak urocza to ostrzegam przed spacerem po zmroku w okolicy ulicy Ząbkowskiej. Pierwszych zainteresowanych zarejestrowałam pod klubem już jakoś koło godziny 18:00. Nie za szybko? Koncert miał rozpocząć się o godzinie 20:00. Nadgorliwych czekała nagroda w postaci obecności muzyków Deströyer666 na klubowym podwórku. To co, że przy schabowym. Przestrzeń przed knajpą zapełniała się z minuty na minutę. Bliżej godziny zero miałam wątpliwości czy to całe zgrupowanie zmieści się do klubu. Atmosfera z wyczuwalną nutą nostalgii i radości ze spotkań po latach. I to jeszcze nie wszyscy, których spodziewałam się zobaczyć tego wieczoru w klubie Hydrozagadka.

Dziś uczta składać się miała z trzech równie wybornych kawałków krwistego mięsa. Na pierwszy rzut poszedł krakowski Ragehammer. Trafny wybór na rozgrzanie publiki, która tłumnie stanęła pod sceną równo o 20:00. Nie często dobór kapel na koncercie jest tak ciekawy, że wyraźnie wyczuć można podobne zainteresowanie supportem co daniem głównym. Ragehammer po czteroletniej przerwie zaprezentował rewelacyjny materiał „The Hammer Doctrine” i tym też albumem miał skopać dziś spocone dupska. A było gorąco. Atmosfera w klubie gęstniała z minuty na minutę. I nie siarkę czuć było w powietrzu, a smród wydzieliny gruczołów potowych wymieszanej z wszechobecnym w powietrzu kurzem. Młyn pod sceną zaowocował kilkoma mechanicznymi urazami. A to dopiero początek... Drobne problemy techniczne i zanikający wokal frontman mocno nadrabiał ponadprzeciętną aktywnością na scenie. Split starszych i nowszych kawałków wyraźnie zadowolił oczekujących na ten występ fanów.

Chwila przerwy na rozmowy i browarek kraftowy,  który w ilości bardzo zadowalającej oferował pobliski bar Chmury. Jak to możliwe, że mimo pełnego obłożenia wewnątrz klubu na zewnątrz nadal przybywało zainteresowanych? Kilka mocno niezadowolonych osób jawnie okazywało swoją dezaprobatę dla wyboru miejsca pod koncert Deströyer666. Nie ukrywam, że nie było zbyt dobrze widać sceny i żart o przyniesieniu własnego krzesła, żeby na nim stanąć wcale nie był taki zły. Może przynajmniej byłoby czym oddychać. Jeszcze jeden wdech prawie świeżego powietrza i jestem w stanie stanąć oko w oko z gliwickim Embrional. Nie po raz pierwszy zresztą. Ślązaków obserwuje już blisko dziesięć lat i mimo lekko zwolnionego tempa zmian mogę powiedzieć, że już wtedy domyślałam się jak potężna to będzie kapela. Nie myliłam się. Dziś po kilku roszadach personalnych trzon zespołu pozostaje konsekwentnie na dawno wybranej ścieżce, a nowi muzycy wybornie wpasowują się w charakterystyczny prąd ciężkiego, monumetalnego death metalu. Chwilę zajęło przyzwyczajenie publiki do tak nagłej zmiany tempa i wielokrotności technicznych zagrywek. Przy kolejnym utworze wyraźnie wzrosło zainteresowanie metalowych koneserów i ostro zakotłowało się pod sceną. Agresja i jad wprost lały się krwistym strumieniem z niezbyt wysokiej sceny. Setlista zawierała głównie utwory z zeszłorocznego wydawnictwa „The Devil Inside” obok którego po prostu nie można przejść obojętne. I choć był to występ nieco odbiegający stylistyką od pozostałej części to moim skromnym zdaniem brzmieniowo mocno zostawił w tyle wszystko co podane mi było tego piątkowego wieczoru. Deströyer666 miał być dziś dla mnie wykwintnym deserem…

Co słychać pod klubem? Część mocno już podchmielonych fascynatów ciężkich brzmień powoli zbierała się do drzwi wejściowych. Rozmowy i poklepywania miały skończyć się nagle wraz z wybrzmieniem pierwszych dźwięków australijskiej potęgi black/trash metalu. I nagle powietrze w klubie przestało swobodnie przepływać. Do smrodu potu dołączył wątpliwie przyjemny zapach trawionego alkoholu i śliska od rozlewanego piwa podłoga. Duszno, parno i tłoczno... czy klub był za mały na taki koncert? Niektórzy chyba lubią tego typu klimaty. Dziś stwierdzam, że wszystko odbyło się na granicy zdrowego rozsądku. Daliśmy radę lecz momentami krew lała się strumieniami. Wszystko to za sprawą ekipy dowodzonej przez K.K. Warsluta.  Goście z Melbourne w prezencie przywieźli nam bezkompromisowy, potężny wpierdol muzyczny. Niestety nie do końca jak należy zapakowany. Chwilami i tak już znikoma selektywność zanikała całkowicie w płaskiej jak ściana lawinie dźwięku. To samo działo się z wokalem. Publika jednak wyraźnie skandowała poszczególne kawałki walcząc o kolejne złamania w gęstym jak norweskie mgły młynie pod sceną. Szybkie, agresywne kompozycje to prawdziwa pożywka dla spragnionych potańcówki ciał. Setlista zawierała zarówno utwory z bardzo ciekawej moim zdaniem ostatniej płyty „Wildfire” jak i kilka wyselekcjonowanych hitów wydobytych z odległych już lat 90-tych. Nie zabrakło też „Iron Fist” czyli wariacji na temat  znakomitego utworu Motörhead, który w czasie próby, przez ścianę klubu zabrzmiał o niebo (piekło?) lepiej niż w czasie koncertu. Mimo lekkich niedociągnięć sztukę zaliczam do udanych, przebytej drogi nie żałuję i serdecznie pozdrawiam wszystkie mordki spotkane po latach na tak dobrze znanym mi kawałku ziemi. Następny przystanek organizator wyznaczył na grudniowy weekend we Wrocławiu. Do zobaczenia na Into the Abyss Fest II. 

Małgorzata "Margit" Bilicka

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5359863
DzisiajDzisiaj1963
WczorajWczoraj3844
Ten tydzieńTen tydzień10129
Ten miesiącTen miesiąc9439
WszystkieWszystkie5359863
3.236.86.184