Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 93sm

Szukaj na stronie

 
 UWAGA !!! 
         
Drukowaną, kolekcjonerską wersję 
 HMP Magazine 
możecie zamówić pisząc na adres:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
 
 

Onslaught - Warszawa - 25.09.2016

ONSLAUGHT - Progresja Music Zone - 25 września 2016

Brakowało mi takiego koncertu. Skoro słowo wstępu mamy już za sobą, to przejdźmy do właściwej relacji, na którą tak bardzo czekasz, drogi Czytelniku. Relacja ta jednak nie będzie długa. Zaraz dowiesz się, czemu. Mianowicie – jak na gabaryty klubu, w którym owy koncert się odbył – zerowa frekwencja. W kulminacyjnym momencie było może niewiele ponad 100 osób. To smutne (lecz niestety prawdziwe), ale zrozumiałe. Była niedziela, okres wakacyjny dla normalnych ludzi i tych małych człekopodobnych karakanów (tak, miałem na myśli dzieci) już dawno się skończył, a supporty były… supporty były. Nawet nie będę próbował wypowiadać się o dwóch pierwszych zespołach, za to powiem słów kilka o trzecim, jakim był Mors Principum Est. To takie Children of Bodom pod wpływem mefedronu. Brzmienie identyczne, wokal identyczny, ale całokształt wyglądał następująco – orkiestralne intro do każdego utworu, blasty, ściana dźwięku. Gorszą monotonię widzę tylko stojąc w kolejce na poczcie i obserwując jak panie przy okienku napierdalają stempelkami jeb za jebnięciem.

Koncert ostatniego supportu skończył się bez większych owacji (ciekawe czemu?), a po przerwie technicznej na scenę weszli chłopacy z Onslaught. I co? I nadal sieją rozpierdol od pierwszych dźwięków. Setlista skupiała się wokół „The Force”, obchodzącego w tym roku swe trzydziestolecie, ale nie zabrakło też chociażby utworów z „Power From Hell” czy nawet nowszych wydawnictw takich jak ostatnia płyta „VI” oraz dwóch poprzednich albumów. Skoro już o nich mowa, w set liście zabrakło „Burn”, a szkoda, bo to bardzo energiczny kawałek, który idealnie wpasowałby się w setlistę.

Na bis dostaliśmy, podobno, unikatową niespodziankę – nietypowe wykonanie „Children of the Sand”. Na scenę weszli członkowie Blaakyum (opening act tego wieczoru) i dołożyli swoje przysłowiowe „trzy grosze” do onslaughtowego utworku. Wyszło to naprawdę ciekawie. Jeżeli rzeczywiście Onslaught zrobiło taką aranżację po raz pierwszy na warszawskim koncercie to chapeau bas, panowie.

To był naprawdę przyjemny gig, frekwencja przyczyniła się tylko do wytworzenia większej więzi zespołu z fanami oraz vice versa. Każdy, kto nie był, a mógł lub nie daj Boże deklarował się, że przyjdzie, a tego nie zrobił – niech żałuje. Jest czego.

Lavish

glenn_hughes_heavy_metal_pages_158x600.png ronnie_romero_gusg_heavy_metal_pages_158x600.png uriah_heep_heavy_metal_pages_158x600.png mayhem_heavy_metal_pages_158x600.png drowning_pool_heavy_metal_pages_158x600.png

Goście

6129130
DzisiajDzisiaj2591
WczorajWczoraj3248
Ten tydzieńTen tydzień2591
Ten miesiącTen miesiąc42411
WszystkieWszystkie6129130
18.97.14.80