Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Katatonia, Agent Fresco, Vola - Gdańsk - 4.10.2016

KATATONIA, Agent Fresco, Vola - Klub B90 - 4 października 2016

Co z tą aurą? Gotowa jestem uwierzyć, że szwedzka Katatonia przywiozła oprócz własnego sprzętu również pogodę drażniącą mocno ośrodek wzrostu depresji. Deszcze, wiatry i ciemność już drugi dzień mocno otulały Trójmiasto. W takiej właśnie scenerii mieliśmy przyjąć dawkę dźwięków, która kiedyś nocami wypływała melancholijnym, gitarowym strumieniem z moich niewielkich głośniczków. Romantyczny charakter tego spotkania podkreślała również wyraźnie większa niż zwykle ilość przybyłych na koncert niewiast. Ale nie dajcie się zwieść spokojnej nucie. Katatonia to zespół z kopem i choć o ciężkich doomowych riffach na ostatnich płytach mogliśmy tylko pomarzyć, to jednak koncerty rządzą się swoimi prawami, a kawałki z pierwszych lat dwudziestopięcioletniej kariery przeniosły nas na chwilę do czasów gdy nostalgia nie kojarzyła się wyłącznie z ultra-delikatnym plumkaniem. Ostatni krążek "The Fall of Hearts" jest konsekwentnym krokiem w stronę progrockowego grania, nie mającego już wiele wspólnego z Katatonią jaką pamiętam. Ten właśnie album promowała aktualna trasa i z nim też mieliśmy spotkać się w szary, wtorkowy wieczór.

katatonia plakat con b

Zanim jednak Szwedzi pojawili się na deskach sceny B90 mieliśmy możliwość zapoznania się z dwoma formacjami wybranymi jako supporty. Pierwszy z nich to duńska Vola, która przypadła do gustu  chyba zdecydowanej większości słuchaczy, albowiem złego słowa nie usłyszałam o tym występie. Dobrze dopasowany repertuar, ciekawe aranżacje i odrobinę niknący wokal to główne spostrzeżenia widowni. W sumie nieźle.

Kolejny muzyczny wstęp to Agent Fresco, który zawitał do Gdańska prosto z Islandii. Do dziś zastanawiam się skąd ten niezbyt udany pomysł na support. Zespół nie pasujący do stylistyki show zadziałał w dużej części na publiczność jak efekt tych samych biegunów-odpychająco. Mimo sporej energii na scenie sama muzyka nie powalała. Powiem bardzo subiektywnie - kompletnie nie odpowiada mi taki rodzaj wokalu. Może w innych okolicznościach Agent Fresco byłby bardziej doceniony? Na szczęście byli też tacy, którym się podobało. Trudno, zyskałam czas na piwko i wymianę zdań ze spotkanymi znajomymi.

katatonia koncert b

Zgodnie z rozkładem jazdy od godziny 21:20 scena należała do gwiazdy programu. Grupę Katatonia pierwszy raz miałam przyjemność oglądać parę dobrych lat temu w Astorii w Londynie. I chodź klub już zamknięto, ba nawet zburzono budynek w którym się znajdował, to wspomnienie rewelacyjnego gigu pozostało do dzisiaj. Mimo drobnych zmian personalnych w szeregach zespołu spodziewałam się obfitującego w pozytywne wrażenia występu. Nie zawiodłam się. Już pierwsze dźwięki "Last Song Before the Fade" potwierdziły, że będzie to prawdziwa uczta. Klub może nie pękał w szwach, ale biorąc pod uwagę fakt, że jest to jeden z trzech koncertów w Polsce i na dodatek w środku tygodnia, to frekwencja powiedziałabym bardzo wysoka. Fani pod sceną nie oszczędzali gardeł i kolejny, dobrze znany od dziesięciu lat numer "Deliberation" wyśpiewali do spółki z wokalistą. Dlaczego Jonas Renkse tym razem jakoś dziwnie przywodził na myśl Ozzy’ego Osbourne’a z lat młodości? Pewnie przez charakterystyczne zakrywające twarz czarne włosy, zgarbione plecy odziane w czarną szatę i lekko paralityczne ruchy. Dorzucę do tego sporą powściągliwość w kontakcie w publicznością i nie chodzi tylko o zasłonę z włosów. Lord Seth przemówił do nas dopiero po kilku długich kawałkach. Od niechcenia rzucił "Jak to możliwe, że nigdy dotąd nie byliśmy w tym mieście?". Na szczęście nie było to jedyna wypowiedź wokalisty w czasie tego spotkania. Po chwili stwierdził, że kolejna wizyta w Gdańsku jest zaledwie kwestią czasu. Utwory z najnowszego wydawnictwa mistrzowsko przeplecione monumentalnymi kompozycjami grupy wprowadzały publiczność w trans, aby za chwilę gwałtownie wyrwać ją ze swoistego snu i bezwarunkowo zmusić do klasycznego machania bańką. Taki też energetyczny taniec blond włosów odbywał się na scenie przez większość utworów na zmianę z chwilami kompletnego bezruchu w przygaszonych światłach. Najstarszym utworem jaki mogliśmy usłyszeć tego wieczoru był "For My Demons" z 1999 roku. Setlista złożona była z nieco lżejszych kawałków niż pamiętam z pierwszych, momentami aż death metalowych płyt. Romantyczna rozpierducha - takie określenie przyszło mi do głowy. Nie zabrakło bisów, które otworzył dobrze znany wszystkim utwór „My Twin”. Przyznaję, że mój apetyt na Katatonie został w pełni zaspokojony. Koncert na tyle długi, aby skomponować zestaw idealny i jednocześnie nie rozwlekać się zbytnio, by nie znudzić słuchacza. Może odrobinę za cichy, lecz bliżej sceny problem całkowicie znikał. Jestem ukontentowana.

Małgorzata "Margit" Bilicka

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5366268
DzisiajDzisiaj634
WczorajWczoraj1069
Ten tydzieńTen tydzień5713
Ten miesiącTen miesiąc15844
WszystkieWszystkie5366268
3.239.3.196