Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Power Festival - Łodź - 7.06.2016

POWER FESTIVAL - Atlas Arena - 7 czerwca 2016

Co prawda nie mieli ze sobą pałaszy walońskich, ale ich instrumenty robiły równie dobre, a nawet lepsze wrażenie niż wspomniana broń bohaterów powieści Aleksandra Dumasa. Mianem trzech muszkieterów określam trzy perełki, które zagrały 7 czerwca na Power Festival w Łodzi. Megadeth, Korn oraz Sixx:A.M. to atrakcje wspomnianego wydarzenia, tak bardzo wyczekiwanego przez pasjonatów ciężkiego brzmienia, w tym mnie.

Może na początek trochę o zespołach. Sixx:A.M. jest dość młodym, bo założonym w 2007 roku amerykańskim zespołem rockowym, do których należą utwory takie jak ‘’This Is Gonna Hurt’’, ‘’Skin’’ i oczywiście najbardziej znany  ‘’Life Is Beautiful’’. Do tej pory wydali 4 albumy studyjne.  Nazwa składa się z nazwisk członków zespołu (Sixx, Ashba,Michael).

 Kolejną formacją jest Korn, czyli jeden z najbardziej rozpoznawalnych  zespołów metalowych w dzisiejszych czasach. Sprzedając ponad 32 miliony płyt na całym świecie, podczas 23 letniego stażu mogą pochwalić się ponad 10 albumami studyjnymi . Zostali oni sklasyfikowani na 53 pozycji listy 100 Najlepszych Artystów Hard Rocka, która została sporządzona przez VH1.

Jeżeli Korn został określony jako jeden z najbardziej znanych metalowych zespołów, to Megadeth jest prawdziwą legendą tejże sceny. Ponad 30 letnia historia zespołu, 15 albumów studyjnych oraz ponad 38 milionów sprzedanych płyt na całym świecie.  Należący do Wielkiej Czwórki Thrash Metalu (obok grup takich jak Metallica, Anthrax i Slayer)  zespół Megadeth jest bez wątpienia atrakcją, obok której nie sposób przejść obojętnie.

Kiedy wybiła godzina 19:30 na scenę wkroczyło Sixx:A.M. Nie da się ukryć, że od początku starali się zapewnić dobre widowisko dla publiczności, która wcześniej była rozgrzewana przez zespoły Scream Maker oraz Chassis. Swój występ rozpoczęli utworem ‘’This Is Gonna Hurt”.  Z upływem każdej minuty coraz bardziej wyczuwalny był klimat tego wydarzenia.  Ciężko określić czy większą uwagę przykuwał naprawdę godny podziwu wokal Nikkiego Sixxa czy gitarowe efekty, które zapewniał Darren Jay Ashba, który przecież przez 6 lat występował w zespole Guns N’ Roses. Jedno jest pewne, oboje są wielkimi wirtuozami i znają się na rzeczy. Podczas ich występu nie mogło zabraknąć ‘’Lies of the Beautiful People”,  zagrali również ‘’Rise’’, ‘’Prayers For The Damned”, a ich mocne zakończenie kawałkiem ‘’Life Is Beautiful’’ narobiło słuchaczom jeszcze większej ochoty na kolejną dawkę ukochanej muzyki. Ta nadeszła szybko, bo po przerwie pojawił się zespół  Dave’a Musteine’a…

Jeżeli jest coś, co łączy ze sobą pokolenia, to z pewnością jest to zespół Megadeth. Podczas tego koncertu nie było ważne ile masz lat..  Zniknęły problemy, zniknął cały świat, zniknął nawet reumatyzm.  Jak najlepiej opisać ten występ? Użyłbym określenia ‘z najwyższej pułki’. Po wydanym w styczniu 2016 roku kolejnym albumie zatytułowanym ‘’Dystopia”, przyszedł czas na jego promocję, zatem można było się spodziewać kilku nowych utworów. Głos Dave’a brzmiał perfekcyjnie, powiedziałbym nawet, że lepiej niż zazwyczaj. Decyzja Davida Ellefsona o powrocie do zespołu była chyba najlepszą w jego życiu, zarówno dla niego jak i dla nas, bowiem zagrał świetny koncert. Świetnie radzili sobie nowy gitarzysta Kiko Loureiro oraz perkusista Dirk Verbueuren. Szczególnie w pamięć zapadły mi przejścia tego drugiego. Zresztą.. w Megadeth nie ma mowy o ‘radzeniu sobie’, wszystko musi chodzić jak w szwajcarskim zegarku i zapewniam, że tak właśnie było.  Z nowego albumu pojawiły się utwory ‘’The Threat Is Real”, ‘’Poisonous Shadows’’, ‘’Dystopia” oraz ‘’Fatal Illusion”.  Zagrali również m.in. ‘’Peace Sells’’, ‘’She-Wolf”,  a na bis wykonali utwór ‘’Holy Wars’’. 

W momencie kiedy na scenie pojawił się Korn, wszyscy byli już rozgrzani do granic możliwości. Nie wiem,  co członkowie zespołu robili przed koncertem, ale mówiąc bardzo delikatnie weszli z werwą. I tutaj rodzi się dylemat na co zwrócić uwagę w pierwszej kolejności, ponieważ każdy instrument jak i osoba na nim grająca dali z siebie wszystko. Wyczyny basisty Reginalda Arvizu i perkusisty Raya Luziera można określić prawdziwym majstersztykiem, na krok nie odstępowali im gitarzyści James Shaffer oraz Brian Welch,  a gdy dodamy do tego wokalistę Jonathana Davisa, to wychodzi nam prawdziwa metalowa uczta, na której momentami nie wiedziałem jak się nazywam. Występ zaczęli od utworu ‘’Right Now’’, później grali m.in. ‘’Somebody Someone”, ‘’Falling Away From Me”, ‘’Hater” oraz dwa covery ‘’One’’ (Metallica) i ‘’Another Brick In The Wall” (Pink Floyd). Przy utworze “Y’All Want A Single” wszyscy ułożyli wymowny gest ze środkowym palcem w roli głównej i krzyczeli ‘fuck that!’. Na bis wykonali ‘’4 U’’, ‘’Got The Life’’ oraz ‘’Freak On A Lesh’’. Łącznie zagrali 17 utworów. 

Podsumowując, wszyscy ci, którzy nie zdecydowali wybrać na Power Festival, z pewnością mają czego żałować. Byliśmy bowiem świadkami świetnego muzycznego wydarzenia  z udziałem najlepszych artystów. Mogliśmy doświadczyć wspaniałych popisów prawdziwych profesjonalistów, którzy zadbali o najmniejsze detale. Dave, Jonathan i Nikki są bez wątpienia w świetnej formie. Początek koncertu był jak wejście w trans, który trwał aż do ostatniej minuty, a później po takim widowisku pozostało nam tylko dojście do siebie i powrót do rzeczywistości.

Bartosz Hryszkiewicz

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5040992
DzisiajDzisiaj665
WczorajWczoraj4387
Ten tydzieńTen tydzień16415
Ten miesiącTen miesiąc44643
WszystkieWszystkie5040992
18.226.187.24