Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Amon Amarth, Grand Magus, Dawn of Disease - Gdańsk - 8.12.2016

AMON AMARTH, Grand Magus, Dawn of Disease – Klub B90 - 8.12.2016

Po dwóch latach od ostatniej wizyty w Polsce Amon Amarth postanowił znów odwiedzić nasz piękny, choć ostatnimi czasy mocno podzielony politycznie kraj. Trasa obejmująca trzy polskie miasta zawitała kolejno do Krakowa, Gdańska i Warszawy. Koncerty promowały jubileuszowy, dziesiąty krążek w dorobku zespołu zatytułowany „Jomsviking”. To album koncepcyjny, którego zwarta warstwa lityczna dotyka dobrze znanej na północy historii zbrojnej drużyny z Jomsborg. Opowieść  ta jest o tyle ciekawa, że w dużej części dotyczy również historii Piastów, a niektórzy historycy wręcz twierdzą, że „Jomswikingowie nie tylko stworzyli ważne emporium wolińskie, ale dotarli również na ziemie piastowskie,  gdzie odegrali ważną rolę w procesie państwotwórczym. Być może bez ich obecności Polska nigdy by nie powstała.” Inni twierdzą, że „Jomsborg i wojowników wymyślili skandynawscy skaldowie u schyłku XII wieku, zlepiając w jedną całość wszystkie dokonania słowiańskich chąśników z Wolina oraz innych pomorskich portów, aby przypisać je normańskim wikingom.” Jak było naprawdę? Rozważania na ten temat zostawiam historykom i z nieukrywaną przyjemnością udaje się w objęcia dźwięków zawartych na tym krążku. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że w jednym z utworów swoim głosem raczy nas nie kto inny jak Doro Pesh, prawdziwa królowa metalu, jak mawia Olavi Mikkonen.

amon amarth 1

Jesień w tym roku nie jest dla nas zbytnio łaskawa. Brak słońca i ciągłe opady deszczu wpływają na wszystkich dość depresyjnie i wydawać by się mogło, że tylko wiosna może wypędzić ten dekadencki nastrój. Otóż nie tylko. Wydarzenie takie jak mocno wyczekiwany koncert wspaniale uzupełnia endorfiny i skutecznie pomaga przetrwać czas wiatru i szarości. Dziś JB Christoffersson okazał się być terapeutą idealnym, a barwa i brzmienie jego głosu lekarstwem prawie doskonałym. Różne docierają do mnie opinie na temat szwedzkiego zespołu. Najczęściej powtarza się chyba stwierdzenie o równi pochyłej. Czy to prawda, że Grand Magus swoje najlepsze lata ma już za sobą? Jeśli chodzi o wydanie koncertowe to absolutnie się z tym nie zgadzam. Dziś trójka muzyków pokazała najwyższą klasę jednocześnie podkreślając, że nie scenografia, nie wymyślne stroje i udoskonalenia tworzą muzyczną sztukę. Wystarczy podążać za głosem własnego serca i nie dać się zwariować, a wyniki mogą okazać się zaskakujące. Przydają się też umiejętności i talent, a tego muzykom Grand Magus nigdy nie brakowało.  Dzisiejszy koncert ku mojemu zdziwieniu rozpoczął się piętnaście minut wcześniej, a set składał się zarówno z utworów będących niekwestionowanymi hitami jak i kilku nowszych kompozycji z tegorocznej płyty „Sword Songs”. Nie widzę potrzeby nakreślania kolejności kompozycji. Ważne jest to, że zespół zabrzmiał znakomicie i tak też został przyjęty przez publiczność. Nie wiem czy jest to zasługa osób zajmujących się nagłośnieniem, czy czysty przypadek, ale mam wrażenie, że brzmienie Grand Magus było wyraźnie lepsze niż gwiazdy tego wieczoru. Gwiazdy, która po kilkudziesięciominutowej przepince pojawiła się na scenie klubu B90.

amon amarth 2

Półgodzinna przerwa miedzy zespołami oznaczać by mogła, że czeka nas widowisko rodem z norweskich legend. Otóż nic bardziej mylnego. Muzycy Amon Amarth postanowili dziś odegrać swój set bez dodatków, którymi bez problemu uraczyli publiczność dzień później w Progresji. Trudno powiedzieć jaki był powód tej oszczędności. Przecież nie dalej jak tydzień temu rodzimy Vader bez problemu rozpalił nie małe ognisko w tym samym klubie. Wiem jednak, że mimo to występ Szwedów przyjęty został rewelacyjnie i sądzę, że nie tylko dla mnie będzie to jeden z lepszych koncertów roku 2016. Mimo znikomej scenografii Szwedzi na scenie prezentowali się znakomicie, nie pozostawiając wątpliwości co do swojego pochodzenia i przesłania z jakim odwiedzili Polskę. Johan Hegg w swoich wypowiedziach nie krył zadowolenia z powrotu do naszego kraju i chętnie nawiązywał kontakt z publicznością nie jednokrotnie używając polskich słów. Pulsujące, melodyjne kompozycje rozgrzały fanów do czerwoności, a mocny, wyrazisty growl frontmana dopełnił dzieła. Dookoła mnóstwo głów i ostry headbanging. Setlista jak zawsze mocno zróżnicowana ze wskazaniem na dobrze znane numery typu „Guardians Of Asgaard”. Tylko garstka zespołów z najwyższej półki może pozwolić sobie na trasę gdzie muzycy grają wyłącznie nowy materiał. Nie zabrakło również utworu „First Kill” do którego teledysk kręcony był częściowo w Warszawie pod czujnym okiem polskiego reżysera Darka Szermanowicza. Były toasty, sporo dobrego humoru i nadrabianie światłem braków na scenie. Myślę, że półtorej godzinny set zadowolił wszystkich fanów. Sądzę, że nie jedna osoba miała ostry zawał karku następnego dnia, ale jak wiadomo trening czyni mistrza.

Małgorzata "Margit" Bilicka

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5361326
DzisiajDzisiaj771
WczorajWczoraj2656
Ten tydzieńTen tydzień771
Ten miesiącTen miesiąc10902
WszystkieWszystkie5361326
98.84.18.52