Evergrey, Delain - Warszawa - 21.10.2016
EVERGREY, Delain - Progresja Music Zone - 21 października2016
Tego wieczora na deskach dużej sceny klubu grał Evergrey, szwedzcy liderzy, którzy właśnie wydali swój 10 album i moim zdaniem, z każdym albumem grają lepszą, bardziej dojrzałą muzykę ale niestety muzykę, która jest nie łatwa w odbiorze. Oraz Delain, który znany jest z tego, że na klawiszach gra gość, który zakładał Within Temptation a na wokalu jest całkiem spoko laska, no i taka trochę mniejsza gra na gitarze. A i bym zapomniał, że w zeszłym roku mieli trasę z Sabatonem. No i ja się zastanawiam dlaczego to ten drugi zespół był headlinerem, ale to chyba opcja „są cycki jest okejka” tu decydowała.
Na rozgrzewkę grał jeszcze kanadyjski support Kobra and the Lotus.
Niestety z powodu błędu w rozpisce na stronie progresji zjawiłem się w klubie, gdy Evergrey już grał a właściwie kończył czym byłem bardo zasmucony bo właśnie to ich chciałem zobaczyć. Ale to co udało mi się zobaczyć w zupełności spełniło moje oczekiwania. Niestety szkoda że tak krótko. Ale w zamian za to chłopaki po ogarnięciu się po koncercie wyszli do fanów, więc można było zebrać podpisy, zrobić fotkę czy pogadać przy piwku. A ja właściwie zauważyłem, że była spora grupa osób, która po zadowoleniu się podpisami i zdjęciami opuściła klub. Za to może i w rotacji ale muzycy Evergrey byli w kuluarach przy merchu, aż do końca koncertu Delain a nawet dłużej. Znów tu nawiąże do tego ... że kto jest headlinerem?
Dobra wracając do tego co na scenie. To po przerwie na zmianę na scenie zawitał sekstet z Delain i chciałbym powiedzieć, że miało się zacząć „happy metal party”. Ale znajoma mnie zrugała, że to nie jest Freedom Call i daleko im do tego, bliżej raczej do „disco metal party”. I właściwie to momentami wsłuchując się w klawisze miałem wrażenie, że są żywcem z jakiegoś disco polo wyciągnięte. No a panowie, bo więcej było chyba panów niż chłopaków pod sceną to wydaje mi się, że skakali ale nie do rytmu muzyki ... no ale dobra, chyba zdjęcia powiedzą wam wszystko. Ogólnie jednak nie było się czego, aż tak czepiać. Koncert był dobrze nagłośniony i muzycy też dobrze przykładali się do swojej pracy. Set też ok. w sumie 18 kawałków w układzie 15 + 3 i to chyba przekrój przez wszystkie płyty, no ale dużo ich nie mają.
Ja wyszedłem zadowolony, bo miałem okazję pogadać z Tomem Englundem trochę na dopełnienie wywiadu, o nowej płycie, który będziecie mieli okazję niedługo przeczytać. A i Delain nie znudziło mnie jakoś wybitnie.
Lucjan Staszewski