Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Nocny Kochanek - Szczecin - 03.03.2018 [Zdjęcia]

       

NOCNY KOCHANEK - Klub Peron 5 - 03 marca 2018

Po raz kolejny postanowiłem wybrać się na koncert Kochanków. A że miał się odbyć w Słowianinie, to z przyczyn technicznych odbył się w nieznanym mi dotąd klubie przy dworcu PKP. I stąd pewnie ta nazwa Peron 5. Klub jest o wiele większy więc pula biletów zwiększyła się i zaraz została sprzedana! Pierwsze wrażenie jak wszedłem, to nie miła obsługa od razu mówiąca, że wyjść podczas koncertu na zewnątrz nie wolno. Myślę sobie po co mam wychodzić skoro w klubie jest tak samo zimno jak na dworze! Idę dalej, a tu ciemno, pod nogami dziwne stopnie (nie jeden fan leciał na pysk przy mnie z piwem). Ale trudno, jak to mawiał mój dziadek - "ciemniej to przyjemniej". Postanowiłem, więc od razu sobie kupić kilka browarów by nie wywinąć z nimi orła przechodząc przez przeszkody. I jak się miło zdziwiłem, że mogłem tam kupić piwo w mojej ulubionej szklanej butelce i np. rąbnąć nią w publiczność lub w muzyków stojąc dumnie na jednym z balkonów z boku sceny. Piwo lepiej schodziło niż na niemieckim Oktober Fest, a polewacze nie mogli nadążyć za spragnioną chmielu publiką. Przerwę w końcu na chwile opis klubu by przejść do koncertu. A zaczął go jako support zespół Mascalero z Wrocławia - grupa grająca mieszankę heavy, z elementami metal core'a, śpiewając przy tym po polsku. W miarę sprawni technicznie, energiczni wizualnie (szczególnie młody gitarzysta ten bez czapki zimowej na łbie) ale dużo pracy przed nimi do sukcesu. Wokalista jak dla mnie nie był przekonujący i na nagraniach studyjnych wypadał lepiej niż na żywo. Za rok nikt nie będzie o nich pewnie pamiętał ,jak będą się słabo promować, ale życzę im jak najlepiej. Po niedługiej przerwie przyszedł czas na danie główne. Nocny Kochanek przyłożył od razu od "Poniedziałek" i "Dej Mu". Publika ruszyła w tany, a balkony uginały się od pijących piwko bardziej spokojniejszych w emocje starszych metali, których było sporo. Praktycznie set lista podobna do tej z ubiegłorocznej trasy. Nie było na szczęście nudnego "De Pajrat Bej" za to był nowy kawałek "Dr. Olgierd Ngal". Pieśń była o czarnoskórym doktorze ginekologu z Afryki (co nie wróży w aktualnych emigranckich czasach dobrze), który bada swoje pacjentki od środka pewnie swoim drągalem. Muzyka podobna oczywiście do reszty ale miło jest usłyszeć coś nowego po roku przerwy. Krzysztof Sokołowski oczywiście podczas całego koncertu zagadywał do ludzi, podchodził pod barierki i zachęcał publiczność do wspólnej zabawy. Publiczność oczywiście jak zwykle... zagłuszała śpiewem wokalistę odśpiewując wszystkie zwrotki i refreny jak to miało miejsce na Przystanku Woodstock. Nowy perkusista Artur Żurek (wcześniej w mało znanym metal core'owym Fireball i wszystkim znanych death metalowych Czerwonych Gitarach) mimo bólu pleców dawał radę za bębnami. Dodam, że chłoptaś nie jest z pierwszej łapanki i wystarczy prześledzić jego kanał na YouTube by stwierdzić, że to ich najlepszy perkusista! Co do koncertu, publiczność cały czas szalała a i sami muzycy przemieszczali się po scenie, wygłupiając się i biegając jak muzycy Iron Maiden. Technicznie granie bez zarzutu, z jajem i świetnym kontaktem muzyków z widownią! Dalej furorę robiły "Andrzeju" czy "Dziewczyna z kebabem" a na bis chłopaki zagrali "Karate" i "Minerał Fiutta". W sumie 16 kawałków i naprawdę zespół wymęczył okazałe ponad tysięczne audytorium. Cały koncert był energetyczny mimo złego samopoczucia Żurka (napieprzające go plecy) i Ojca Arkadiusza (grypa). Kapela dawała z siebie wszystko i nawet przed i po koncercie mieli czas na spotkanie się z publicznością i pogadanie o wszystkim. Nie przeszkadzało mi już nawet to że juz od dawna nie grają cover'u "Painkiller" Judas Priest. 7-mio miesięczna trasa obejmująca 60 miast dobiega powoli ku końcowi a 90% biletów została wyprzedana już kilka miesięcy wcześniej, więc to tylko świadczy o sukcesie grupy trwający już drugi rok.  Po koncercie załapałem się z przyjaciółmi na "after party" i powiem wam szczerze, że muzycy z Nocnego Kochanka to szczerzy skromni ludzie ,którzy nie gwiazdorzą. Charakter Polaka wszak poznaje się podobno po procentach więc trzeźwi jak i dziabnięci są tacy sami! Zmęczeni trasą, niewątpliwie niewyspani, ale szczękliwi, że mogą żyć z grania choć nie na poziomie Martyniuka ciągle prą do przodu! Zacząłem od klubu więc i na nim skończę. Po piwie szczać się chce a na dwór nie chcieli wypuszczać więc udałem się do toalety, a tam kible zapchane podłoga zalana! Spłuczka nie działa a gówno pływa jak kuter na morzu.  Na sali praktycznie nikt nie ściągał z siebie kurtek i bluz tak było zimno. A sami muzycy na back stage'u nie dość, że cisnęli się w jednym pomieszczeniu z Mascalero, to nikt z obsługi klubu nie był im pomocny w trakcie prób i montowania się. A i dziennikarze nie mieli łatwo, bo tylko na pierwszych trzech utworach można było pstrykać fotki a w Słowianinie rok wcześniej nikt nie robił z tego problemu. Tak, że odradzam każdemu klub, który powinien się nazywać Peron -5. Choć nagłośnienie i światła były doskonałe! A Nocnemu Kochankowi nic tylko życzyć kolejnych takich tłustych lat w koncertowaniu, i mniej hejterów w internecie. Jak dla mnie zespół doskonały, porywający do zabawy i śpiewu, a że Turbo czy Kat nie wyprzedają sal to niczyja wina. Mam nadzieje ponownie ich zobaczyć na przystanku Woodstock oraz jako support przed jakimiś gwiazdami...  

Mariusz "Zarek" Kozar

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4986540
DzisiajDzisiaj1160
WczorajWczoraj2630
Ten tydzieńTen tydzień9174
Ten miesiącTen miesiąc69373
WszystkieWszystkie4986540
3.237.46.120