Venom Inc./ Suffocation - Koszyce, Słowacja - 28.03.2018
Venom Inc./ Suffocation, 28.03.2018. - Koszyce, Słowacja
Czy jest lepszy sposób na spędzenie okresu przedświątecznego niż udanie się na bluźnierczy koncert? Raczej nie, tak więc z wielkim entuzjazmem i oczekiwaniami udałem się na koncert bogów rock n rolla oraz pionierów brutalnie technicznego death metalu.
Na pierwszy ogień tego wieczoru poszła Nervosa. Brasilijskie kobiece thrash metalowe trio zagrało przeciętny koncert. Ich muzyka ani mnie ziębi ani grzeje, chociaż zawsze jak jest okazja wybieram się na ich koncert. Ten niczym nie różnił się od poprzednich. Męska publika była zaobserwowana podziwianiem walorów estetycznych zespołu ( sam nie mogę nigdy oderwać wzroku od Priki). Za to damska część widowni (w tym masa nastolatek) zafascynowane były tym, że kobiety też mogą grać na scenie. Na set złożyły się numery z pierwszych dwóch albumów, trochę szkoda, że nie było zapowiedzi niczego nowego.
Mino, że od jakiegoś czasu Frank nie koncertuje z Suffocation, a w ciągu ostatnich miesięcy ukazała się wiadomość, że postanowił opuścić zespół na stałe liczyłem, że może jednak uda się z nimi na tą trasę. Niestety nie i chyba nigdy już nie zobaczę go na scenie. W zastępstwie za niego pojawił się obchodzący tego dnia urodziny (cały klub zachęcony przez ekipę techniczną śpiewał mu sto lat) Ricky Myers, człowiek o prezencji menela i ogromnym talencie wokalnym. To co zaprezentowali amerykanie w ciągu swojego niespełna godzinnego setu było czystym death metalowym wpierdolem. Skupiając się głownie na trzech pierwszych albumach zagrali technicznie finezyjny koncert, przy którym cały zespół dobrze się bawił i wyglądało, że nawet najtrudniejsze parte instrumentalne nie sprawiają nim żadnego problemu. Był to zdecydowanie najlepszy koncert Suffocation jaki widziałem dotychczas i czekam na kolejne.
Po death metalowym wpierdolu nastał czas na black'n'rollowe szaleństwo. Nic chyba nie opiszę lepiej muzyki Venomu. Z powodu narodzin potomka Abaddon był nieobecny na tym koncercie. Mantasowi i Toniemu towarzyszył Jeramie Kling, który przez cały koncert tryskał energią i szczęściem z możliwości grania z legendą pierwszej fali black metalu. Sam koncert byłby perfekcyjny gdyby nie fakt praktycznie nienagłośnionego wokalu. Przez godzinę publika krzyczała wraz z muzykami największe przeboje Venom jak i kilka nowych kompozycji z wydanego w zeszłym roku Ave. Sami muzycy z kolei byli wulkanami energii i radości. Czuć było między nimi chemię i radość z możliwości grania ze sobą oraz obcowania z publiką. Jak dla mnie to czyni ich prawdziwym VENOM a nie zespolik Cronosa, który aktualnie gra tylko tam gdzie da się dużo zarobić.
Podsumowując było to doskonałe rozwiązanie na środowy wieczór. W końcu co może być lepszego niż piwo, dobra metalowa muzyczka oraz świadomość, że jak co roku pewien Żyd zawiśnie na krzyżu.
Kacper Hawryluk