Manilla Road, Hellbringer - Gliwice - 19.05.2018
MANILLA ROAD, Hellbringer - CKS „Mrowisko” - 19 maja 2018
Niby zwyczajne sobotnie popołudnie w centrum Gliwic. Wszystko wygląda spokojnie, dość sennie (co może dziwić, zważywszy, że mówimy o ponad 200 tysięcznym mieście) czyli sobota jak każda inna. Jedyne co rzuca się w oczy, to grupki ubranych na czarno osobników zmierzających od dworca do ul. Pszczyńskiej. Dało się dostrzec przedstawicieli metalowej młodzieży, jednak dominowały osoby w wieku 30-50 lat. Tacy, którzy metalu słuchają nie od wczoraj.
Celem tych wycieczek było Centrum Kultury Studenckiej „Mrowisko”, gdzie miał się odbyć koncert legendy amerykańskiego epic metalu, czyli Manilla Road. Z zewnątrz sam klub wygląda imponująco, przypomina coś na kształt mniejszej hali widowiskowo – sportowej. Samo miejsce, gdzie miał odbyć się koncert, było jednak małym pomieszczeniem, aczkolwiek klimatycznym pomieszczeniem,
Jako support wystąpiło australijskie thrash metalowe trio czyli Hellbringer. Uraczyli oni nasze uszy dość sprawnie zagraną młócką w stylu Slayera czy starego Kreatora. Czyli nie było lekko. Nie ma się co dziwić, iż muzyka proponowana przez ekipę z Antypodów porwała publiczność (niestety niezbyt licznie zgromadzoną) do pogo i innych szaleństw. Zagrali dość fajnie dobrany miks utworów ze swoich dwóch płyt („Dominion Of Darkness” oraz „Awakened From The Abyss”). Sądząc po rozmowach po występie wrażenie zrobili jak najbardziej pozytywne.
Jednak głównym zespołem, na który wszyscy pofatygowali się tego wieczora do „Mrowiska” była ekipa Marka Sheltona zwana Manilla Road. Panowie sami sobie zaczęli instalować sprzęt (mimo swojego statusu legendy metalu, nie korzystają z usług ekipy technicznej). Nie było jakiejś spektakularnej oprawy sceny (tak naprawdę, to nawet nie było tam na nią zbyt wiele miejsca). Pierwsze o czym należy wspomnieć to świetny kontakt zespołu z publicznością. Zarówno wokalista Bryan „Hellroadie” Patrick, jak i gitarzysta, lider oraz założyciel zespołu Mark „The Shark” Shelton potrafili swoimi gestami oraz tekstami porwać ludzi do szaleństwa. Zespół zagrał swój prawdziwy „the best of” skupiając się w dużej mierze na swoich najbardziej klasycznych płytach, tj. „Crystal Logic”, „Open The Gates” oraz „The Deluge”. Mogliśmy usłyszeć takie szlagiery, jak „Witches Brew”, „Divine Victim”, „Necropolis”, „Flaming Metal Systems”, „Queen Of The Black Coast”, Crystal Logic”, „The Veil Of Negative Existence” i wiele innych. Chłopaki (już nieco podstarzałe, haha) specjalnie dla gliwickiej publiczności zagrali dwa bisy. Pierwszy to niesamowite „Dreams Of Eschaton” z genialną solówką, drugi natomiast to szybki killer „Heavy Metal To The World”
Po koncercie Mark, oraz reszta zespołu (z wyjątkiem Bryana, który z powodu złego samopoczucia od razu po koncercie pojechał do hotelu) najpierw w korytarzu, a później przed klubem chętnie rozmawiali z publicznością, dawali autografy, mimo zmęczenia nikomu nie odmówili zdjęcia itp. Żadnego gwiazdorzenia. To się nazywa szacunek do fanów.
Bartłomiej Kuczak