Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Kreator, Dimmu Borgir, Hatebreed, Bloodbath - Warszawa - 13.12.2018

Kreator, Dimmu Borgir, Hatebreed, Bloodbath - Hala Koło - 13 grudnia 2018

Dziwne miejsce i dziwne zestawienie zespołów – to pierwsza myśl po ogłoszeniu koncertu  organizowanego przez Knock Out Productions, w ramach trasy  „The European Apocalypse”.  Między zespołami Kreator i Dimmu Borgir jest spora przepaść. Całkowicie inna stylistyka, raczej nie ci sami fani i zupełnie inaczej wyglądające koncerty. Czy to miało prawo zagrać? Owszem, miało prawo. Występ równorzędnych headlinerów, poprzedzony świetnymi rozgrzewaczami w postaci Bloodbath oraz Hatebreed  dał radę i szczerze powiem, że całość zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, zarówno pod względem muzycznym jak i wizualnym.  Pomijając drobne wpadki z nagłośnieniem oraz samą Halę sportową  Koło, która moim zdaniem jest bardzo słabym miejscem na koncerty. Chociażby ze względu na brak dostępu do klasycznych toalet.  Nie przekonują mnie toi-toie na zewnątrz budynku.  Szczególnie gdy koncerty odbywają się w miesiącach zimowych.  Ale skupmy się na samej apokalipsie, a właściwie na dwóch jej głównych punktach.

kreator1 b

Zacznijmy od Dimmu Borgir ponieważ to właśnie oni pojawili się na scenie jako pierwsi z wielkiej dwójki tego koncertu. Trzeba przyznać, że publika mocno rozgrzana występem Hatebreed, miała pewne trudności z przestawieniem się na bogate klawiszowo-orkiestrowe granie. Wycofane gitary i całkowita zmiana stylistyki nawet dla wieloletnich fanów zdawała się zbyt mocno kontrastować z szybkim tempem jaki zaprezentował poprzedni zespół. Norwedzy skupili się głównie na promocji ostatniego krążka “Eonian”, który wzbudził spore kontrowersje wśród wiernych fanów.  Że niby zbyt popowy, zbyt komercyjny. Trudno mi nie uśmiechnąć się słuchając tego typu komentarzy, chociażby z tego powodu, że kilkanaście lat temu sama byłam świadkiem wielkiego bojkotu Dimmu w warszawskim Empiku. Tam też było, że zbyt popowy i zbyt komercyjny. To co właściwie się zmieniło?  Nie mnie to oceniać. Zespół zaprezentował się bardzo dobrze i mocno podkreślił swój charakter efektami wizualnymi. Myślę, że było to wartościowe dla oka widowisko.  Sharagath ze swoistym dla siebie urokiem przypomniał zgromadzonym, że wie jak używać strun głosowych, a  jego uwielbienie dla oryginalnych wdzianek wciąż jest żywe.  Na setlistę złożyło się jedenaście utworów. Osobiście na faworyta koronuję „The Serpentine Offering”, który muzycy zagrali jako ostatni i na dodatek z zaproszonym gościnnie Larsem Goranem znanym z Entombed. Różne słyszałam opinie o tej sztuce. Jednak najbardziej zaskoczył mnie fakt, że osoby będące miłośnikami Norwegów od lat, tym razem zgodnie twierdziły, że Kreator wypadł o niebo lepiej. Czy rzeczywiście?

kreator2 b

Nie da się ukryć, że od pierwszych dźwięków miałam wrażenie jakby wykolejony pociąg wrócił na swoje tory. Lokomotywa znów napędzana ogniem z gitar, ruszyła ostro do przodu i tak już miało zostać do końca tego spotkania. Niemiecka legenda thrashmetalu zawsze wzbudza wielki entuzjazm zapowiadając koncerty w Polsce. W końcu to fantastyczna uczta muzyczna, no i nie ukrywajmy, że też trochę wspomnień czar. Nie zdziwił mnie wiec fakt, że hala raczej  nie świeciła pustkami. Co więcej, z racji kilku wydarzeń odbywających się dzień po dniu, fani zgodnie stwierdzili, że robią sobie długi, muzyczny weekend.  Muzycy rozpoczęli od „Enemy of God” i przez kolejne trzynaście kompozycji walka pod sceną była tak zacięta, że nie jestem pewna czy nie obyło się bez ofiar. I dokładnie takie były oczekiwania fanów zgromadzonych pod sceną. Kreator w większości nadal promował “Gods of Violence” czyli ostatni krążek wydany w roku 2017. Słuchacze już dobrze znają ten materiał, toteż kolejne kompozycje przyjmowane były ze sporym entuzjazmem. Lub też refleksją, jak „Fallen Brothers”, podczas którego na ekranie wyświetlane były zdjęcia osób ze świata muzycznego, których już nie ma między nami. Mille Petrozza z gracją zachęcał publikę do aktywności pod sceną i efektywnie dyrygował rozgrzanym tłumem. Oprócz utworów z ostatniego krążka pojawiły się oczywiście klasyki takie jak  „People of the Lie”, ”Violent Revolution”, czy dajmy na to „Phobia”. Były światła, dymy i ogień prawie piekielny. Oprócz tego dużo dodatków jak konfetti, serpentyny czy inne tego typu zabawki.  Stara szkoła nigdy nie zawodzi.

Autor: Małgorzata „Margit” Bilicka

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4962902
DzisiajDzisiaj293
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień3852
Ten miesiącTen miesiąc45735
WszystkieWszystkie4962902
54.224.52.210