Betrayer, Neolith, Rotten Torment, Wingless, Crippling Madness - Łowicz - 14.09.2024
Betrayer, Neolith, Rotten Torment, Wingless, Crippling Madness - Łowicz - 14 września 2024
Festiwal. To dumne słowo jak na koncert odbywający się na dziedzińcu niewiele większym od maty zapaśniczej, znajdującym się na tyłach Urzędu Stanu Cywilnego w Łowiczu. Nie szata zdobi jednak człowieka. Daj Bóg - choć z racji liryków headlinera nie jest to może specjalnie trafiona inwokacja - aby wszystkie pomniejsze metalowe imprezy były organizowane tak profesjonalnie i z tak dobrym nagłośnieniem jak tegoroczna, 11 już edycja Infernal Night. Tego wieczoru Łowicz gościł pięć zespołów – Crippling Madness, Wingless, Rotten Torment, Neolith i Betrayer. Z przyczyn obiektywnych nasza ekipa dotarła dopiero na końcówkę Neolith, stąd poniższa relacja dotyczyć będzie tylko koncertu gwiazdy głównej – Betrayer.
Z jak bardzo kameralnym wydarzaniem mamy do czynienia niech świadczy fakt, iż liczba technicznych, znajomych zespołów i samych muzyków była mniej więcej równa liczbie publiczności. Obiektywnie Infernal Night odbywał się w dość nieciekawych okolicznościach – na Dolnym Śląsku rozpoczynała się właśnie katastrofalna powódź. W Łowiczu tego wieczoru lało potwornie, im bliżej headlinera tym gorzej, ale nie było oczywiście mowy o tak strasznym gniewie żywiołu jak raptem 200 kilometrów na południowy zachód.
Na dziedzińcu wytworzyła się zatem dość frapująca, absurdalna, pachnąca angielskim humorem sytuacja. Pod sceną, gdzie teren był odsłonięty, było całkowicie pusto, czasem jedynie pogowało tam kilku desperatów, tudzież kilka miejscowych licealistek, bardziej fanek rocka niż death metalu, szczęśliwych z powodu wyrwania się z rodzicielskiej kurateli. Prawdziwym cesarzem parkietu okazał się jednak, proszę mnie poprawić jeśli się mylę - perkusista Crippling Madness, który wybiegł pod scenę ubrany jedynie w kąpielówki, strój jakże adekwatny do ilości wody lejącej się z nieba. Większość moknącej publiki kłębiła się zaś pod namiocikiem piwnym, jakimiś rachitycznymi daszkami czy stanowiskiem akustyków. Namioty owe rychło zresztą zaczęły przeciekać. Wesoło widok ten kontrastował z tonami bluźnierstw, opisów piekielnych tortur i apokaliptycznych wizji wyrykiwanych tej nocy przez Beriala, lidera wokalistę i basistę Betrayer.
Jeśli Vader byli przez lata niepodzielnymi władcami polskiego death metalu, to Betrayer, wraz z Armagedon, Pandemonium, Imperator i Violent Dirge byli z pewnością członkami lokalnej najściślejszej tajnej rady królestwa owego śmiercionośnego gatunku. Ich demo Necronomical Exmortis z 1991 r., zamaszyste, apokaliptyczne i dumne jak spojrzenie Davida Vincenta siało onegdaj w naszym podziemiu prawdziwe zniszczenie. Debiut płytowy Calmity ukazał się niestety zbyt późno aby zainteresować maniaków z całego świata, nasyconych już wówczas death metalem i węszących w poszukiwaniu czegoś bardziej mrocznego, tajemnego i zakazanego. Tak czy inaczej na Betrayer czekałem z utęsknieniem, zwłaszcza że ostatni raz widziałem ich na Metalmanii 94. Sami przyznacie, że moja rozłąka z kapelą trwała dość długo. Nie rozczarowałem się. Gig był wspaniały. Brzmienie selektywne, potężne. Prawdziwy prezent sprawił mi akustyk, podobno świadomie i z własnej inicjatywy wysuwając do przodu bas Beriala. Dobrze bowiem gdy w zespole słychać wszystkie instrumenty, a przecież cztery struny w ekstremalnym metalu taktowane są często po macoszemu. Berial znakomicie panuje nad publiką, ma w sobie ten sam dar co Peter, łącząc przyjacielski, niewymuszony luz, z charyzmą kapłana zakazanych, przedwiecznych kultów. Może to cecha charakterystyczna pokolenia.
W setliscie przeważały kawałki z ostatniego albumu Sacregod. Z Calmity podano nam natomiast “After Death”, “From Beyond Graves” i walec w postaci “Before Long You Will Die”. Moje uszy radowały się zaś najbardziej przy „Acrid Blood” z wspominanego wyżej demo. Mam nadzieję, że w nadchodzącym czasie będę Betrayera widział częściej.
Jakub Ostromęcki