Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 92sm

Szukaj na stronie

Dirkschneider, Crownshift, All For Metal - Warszawa - 7.03.2025

Dirkschneider, Crownshift, All For Metal - Progresja, Warszawa - 7 marca 2025

Od razu przyznam, że szedłem na ten koncert i mi się jakoś tak strasznie odechciało… Tego samego dnia przed wyjściem zobaczyłem w necie info, że Wormrot będzie grał w warszawskim VooDoo, więc odświeżyłem sobie dyskografię tych singapurskich grindersów i ostatnią rzeczą na jaką miałem ochotę tego dnia, były jakieś hejwi metale… Na szczęście wiem, że Pan Dirkschneider nie jest typowym hejwi metalowcem, ale w tym przekonaniu utwierdziłem się dopiero później. Wbiłem do klubu jakoś przed samym startem pierwszej kapeli, którą okazał się All For Metal, którego posłuchałem na wszelki wypadek przed koncertem (żeby nie było) no i szybko wyłączyłem. Są różne odmiany kiczu. Jest kiczyk, kiczula, kicz straszliwy - tak wymieniając z brzegu jego kilka rodzajów. All For Metal to kategoria kicz żałosny. Muzycznie nie wiem co oni próbują grać, bo to jest tak wszystko w jednym, że ze sceny lała się jednocześnie zupa z ostrygami w sosie kebabowym, dodatkowo polana toną lukru i posypana kolorowymi piankami. Wyglądają jak wyjęci z podróbek filmów o Conanie z lat 80. Ale wiecie co w tym najlepsze? To się dało oglądać! Nie wyobrażam sobie fanować tej kapeli w domu, ale spod sceny dobrze się na to patrzyło – nawet jak im na chwilę siadł prąd, utrzymali gardę. Nawet wtedy kiedy wokaliści handlowali ze sceny merchem, tak jakoś w połowie seta i namawiali gdzie co można kupić – no pisałem przecież, że kicz żałosny. Grali krótko i nie zmęczyli buły, naprawdę było to zabawne doświadczenie. Brakowało tylko konfetti i walenia młotem Thora wokalisty w piniatę. Bo młot Thora był, dźwigany równo przez muzyków. Nawet portki im się dymiły, a jakże! Biegające pod sceną dzieci też były. Fajnie się na te srajdki patrzyło, machające piąstkami. Jeżeli ktoś chce tak przekonać dzieci do metalu – spoko. Tylko ja mam wrażenie, że All For Metal to aktorzy, nie muzycy. Warto o tym pamiętać. Zwinęli się, a na scenie po jakimś czasie zainstalował się fiński Crownshift. Tu już poległem całkowicie. Pierwszy raz na koncercie usiadłem, w dodatku pod ścianą. Dawno się tak nie wymęczyłem. Kompletnie nie moja bajka i przyznam, że wychodzenie po All For Metal, które rozkręciło takie urodziny, to nie był dobry pomysł. Znów było granie wszystkiego z tym, że w tym przypadku bardziej bez wyrazu i w dodatku bez atutu poprzedników - wyglądu. Jedyny moment gdzie podniosłem na chwilę łeb to wtedy, kiedy wydawało mi się, że ten grający chyba coś jak melodyjny power/groove metal zespół przez chwilę poleciał jak Fear Factory. Ale szybko opadłem z powrotem. Kapela ma w składzie naprawdę niezłych muzyków, ale według mnie, nic z tego nie wynika. Szkoda. Na szczęście męki się skończyły, tłum zgęstniał (choć i tak wcześniej ludzi było sporo) i czekamy na gwiazdę wieczoru. Zaczęło się, a ja teleportowałem się do lat 80. Na start kop w pysk od "Szybkiego Jak Rekin" i wszyscy oszaleli. Przed koncertem słyszałem podłe plotki, że Pan Udo nie w formie, że coś nie daje rady – chyba ktoś pomylił nazwiska. Nie wiem, może byłem zamroczony klimatem, ale dla mnie dawał radę jak cholera, jak na swój wiek? Proszę Was. Kolejny to "Living For Tonite", a ja jeszcze bardziej wariuję. Dalej "Midnight Mover", "Breaker", "Flash Rockin' Man", przecudowne wykonanie "Metal Heart", a na koniec pierwszej części tego misterium "Breaking Up Again" zaśpiewane przez oryginalnego basistę Accept, Petersa Baltesa. Chwila oddechu przed tym, na co żeśmy tu w sumie przyszli, czyli odegranie całego "Balls To The Wall". Płytka poszła w całości zgrabnie i sprawnie. W przeciwieństwie do mojego koncertu Queensryche, którym się bardzo rozczarowałem, tu nikt nie miał kijka w niczym. Zespół bardzo dobrze bawił się na scenie i w sposób całkowicie naturalny grał obiecany fanom album. Po tym etapie dostaliśmy na bis trzy ostatnie liście w twarz w postaci świętego dla mnie "Princess of the Dawn", szalonego "Up to the Limit" oraz "Burning". Mało? Zespół widać, że zmęczony, ale szczęśliwy, zwinął się ze sceny żegnany długo przez wdzięczną i wierną publiczność. Konkluzja? Dla mnie koncert roku, nie wiem, czy to taka zasada, że te niechciane sztuki tak zaskakują? Cała kapela prezentowała się na scenie wspaniale, świetnie bawiła, dogadywała z publicznością. Oprawa jak zawsze w punkt. Solóweczki gitarzysty Andrey’a Smirnova , paluchy lizać. Zachowanie Pana Dirkschneidera? Ja kocham jego Robocop style. Te mechaniczne ruchy, konkrecik. Uwielbiam, kiedy pytał "Do yoo want more?" i nie dawał nam za dużo drzeć mordy "Yeeeee!!!", tylko ucinał szybko: "All right now!" Czułem się, jakbym uczestniczył we wspaniałym przedstawieniu i to tak na wyciągnięcie ręki. To jest tak ważne, że Twoja ukochana kapela jest tuż obok, przed nami, a nie gdzieś daleko na hali, ty siedzisz na ławeczce, nic nie widzisz, bo wzrok już siada i próbujesz się domyślić, kto co gra w danym momencie. A tu pięknie odegrana sztuka, z pasją, radością i dająca uczestnikom niesamowite poczucie spełnienia. Absolutny rock’n’roll, z sercem na dłoni. Do teraz boli mnie karczycho od rytmicznego brąchania banią. Dziękuję Panie Dirkschneider. Widzimy się za każdym razem.

Bartłomiej Łekarski

drowning_pool_heavy_metal_pages_158x600.png glenn_hughes_heavy_metal_pages_158x600.png ronnie_romero_gusg_heavy_metal_pages_158x600.png uriah_heep_heavy_metal_pages_158x600.png mayhem_heavy_metal_pages_158x600.png

Goście

5922357
DzisiajDzisiaj1048
WczorajWczoraj3754
Ten tydzieńTen tydzień21229
Ten miesiącTen miesiąc54433
WszystkieWszystkie5922357
18.97.14.91