Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 92sm

Szukaj na stronie

 
 UWAGA !!! 
         
Drukowaną, kolekcjonerską wersję 
 HMP Magazine 
możecie zamówić pisząc na adres:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
 
 

Helicon Metal Festival V - Warszawa - 21-22.03.2025

Helicon Metal Festival V - Odessa Club, Warszawa - 21-22 marca 2025

Spotkaliśmy się nieco ponad tydzień po Heliconie, żeby porozmawiać o piątej edycji Festiwalu. Choć nasz “protokół rozbieżności” w kilku miejscach krzyczał czerwonym wytłuszczeniem, mieliśmy też bardzo wiele zbieżnych refleksji. Na pewno ich wątkiem przewodnim jest zachwyt nad atmosferą, ideą festiwalu oraz jego profesjonalnym przeprowadzeniem. O szczegółach przeczytacie w relacji, która jest zapisem naszej rozmowy podsumowującej piątą edycję Festiwalu.

                 

Iggy: Spotykamy się po kolejnym Heliconie, dla mnie drugim, ale wiem, że widzieliście więcej poprzednich edycji. Kolejny raz poczułem, jak unikalne jest to wydarzenie - przez te dwa lata widziałem 19 albo 20 koncertów, z których znaczną część uważam za świetne. Jakie są wasze wrażenia?

Strati: Dla mnie jest to święto. Jest cykliczne, więc tak samo jak się czeka na święta z rodziną, tak samo czeka się na różne święta metalu. Helicon stał się dla mnie kolejnym świętem w kalendarzu. Świętem, które pozwala mi nie tylko poznać muzykę, ale też spotkać się z ludźmi, porozmawiać z nimi, poczuć atmosferę. Ta edycja skojarzyła mi się trochę z takimi “targami heavy metalu”. Miałam wrażenie, że mam okazję pokrótce zobaczyć różne zespoły, na których samodzielne koncerty może bym się nie wybrała, ale, które znam, które śledzę. Nie wszystkie bardzo lubię, nie wszystkie zostają ze mną na stałe. Na Heliconie miałam okazję zobaczyć je na żywo i to jest dla mnie wartość również edukacyjna.

Bartek: Dla mnie to także była trzecia edycja. Pierwszy raz byłem tam w 2023. Wówczas był jeszcze festiwal jednodniowy, więc wymuszało to inną formułę. Cieszę się, że impreza się rozwinęła zarówno pod względem organizacyjnym, jak i pod względem rangi występujących zespołów. Niestety, zmiana miejsca nie wyszła na dobre. Remont to zdecydowanie lepszy lokal niż Odessa. Ten klub może jest dobry na jakiś koncert lokalnej garażowej kapeli, ale na organizację festiwalu, nawet tak niewielkiego jest tam zdecydowanie za mało miejsca.

Iggy: Również nie przepadam za tym klubem. Była to chyba jedyna rzecz, na którą marudziłem przed rokiem. Znałem to miejsce wcześniej, bo niedaleko jest muzeum gier arcade, które lubię, ale nigdy za Odessą specjalnie nie przepadałem. Jest tam ciasno, zaplecze dla zespołów wygląda jak jakaś klatka. Na plus główna sala, dość przestronna, zapewnia dobrą widoczność sceny z większości miejsc. No i dźwięk był bardzo dobry, byłem zadowolony z realizacji pod tym kątem. Może ciut za głośno, ale klarownie.

Bartek: Powiem ci, że jeżeli chodzi o dźwięk, no to ta edycja na pewno była dużo lepiej przygotowana niż poprzednia. Rok temu słuchając niektórych występów, na przykład naszego rodzimego Ironbound, to miałem wrażenie, że słyszę zwykłą ścianę dźwięku. Tegoroczna edycja pod tym względem była o niebo lepsza.

Iggy: Jechaliście na tą edycję z jakimś szczególnym nastawieniem? Ja muszę posypać trochę głowę popiołem, że tym razem nie wsłuchiwałem się głęboko w dyskografie zespołów, których nie kojarzyłem. Chciałem poczuć zaskoczenie, jak nowa muzyka będzie brzmieć dla mnie w pierwszym kontakcie.

Strati: Po pierwsze miałam nastawienie na ciekawy przegląd. Większość z tych zespołów podczas mojej drogi muzycznej poznałam, więc byłam ciekawa, jak będą brzmieć. Nie miałam jednak żadnego oczekiwania takiego, jak na Evangelist, Atlantean Kodex czy Visigoth w poprzednich edycjach. Po drugie chciałam usłyszeć Medieval Steel na żywo. Mówię tu o samym utworze (śmiech). Podobnie jak Igor, chciałam zobaczyć też Wytch Hazel, który co prawda widziałam, ale po pierwsze na festiwalu, w ciągu dnia, a po drugie, widziałam ich w normalnych strojach cywilnych. Chciałam ich zobaczyć w takim anturażu, w jakim się przedstawiają. I byłam też bardzo ciekawa Helvetets Port, bo myślę, że to jest zespół, który jako pierwszy w tej nowej fali zaprezentował “zabawę” w sięganie do retro klimatów. Kiedy zrobił to kilkanaście lat temu, było dla mnie bardzo zaskakujące, że można aż tak głęboko wejść samym wizerunkiem. Dopiero potem potem potoczyła się fala. Chciałam więc zobaczyć jak to będzie wyglądać na żywo w zespole, który był z tym wizerunkiem niemalże pierwszy.

Bartek: Jechałem w dużej mierze, żeby zobaczyć Medieval Steel. Ta kapela to przecież sam top amerykańskiego epic metalu. Miałem okazję widzieć już Manilla Road, Manowar czy Cirith Ungol, do pełni szczęścia brakowało Medieval Steel oraz Heavy Load. Z tymi pierwszymi się udało. Szczerze mówiąc, jakby mi ktoś powiedział jakieś 15 lat temu, że będę na ich koncercie, w dodatku jeszcze w Polsce, w życiu bym nie uwierzył? Interesował mnie jeszcze występ Toxikull. To co prawda jedna z tych młodych kapel, które, nazywając rzeczy po imieniu, odgrzewają kotlety, ale robią to, w taki sposób, że owe odgrzane kotlety są naprawdę smacznie. Chciałem także zobaczyć Rascal, gdyż to jedna z bardziej interesujących grup na naszym podwórku. Bardzo podoba mi się ich płyta, więc ciekawiło mnie, jak sobie radzą na żywo. Z drugiej strony ten festiwal to również okazja do spotkania ludzi, których się zna, czy to z Facebooku czy z innych koncertów.

Iggy: Zatrzymajmy się na Medieval Steel. Byłem świadomy istnienia tego zespołu i kultu, który go otacza, ale nigdy nie słyszałem ich muzyki. Nie miałem więc specjalnych oczekiwań, ale koncert podobał mi się wybornie, i to cały, a nie jeden utwór tytułowy. (śmiech) Uważam, że wypadli świetnie, nawet mimo statyczności wokalisty. Byłem szczególnie zachwycony gitarzystą, Jeffem Millerem. Grali z niesamowitą biegłością i energią, aż zaskoczyło mnie, jak bardzo mi ten koncert się podobał. Moim ulubionym kawałkiem było nie “Medieval Steel” a “Tyrant Overlord”. (śmiech) Nie wiem, czy podzielacie moje zdanie?

Strati: Bardzo mi się podobał tak koncert, zdecydowanie! Byłam zaskoczona, ponieważ kilka osób nastawiło mnie, że będę nudzić się czekając tylko na kawałek “Medieval Steel”. A stałam na koncercie z dużym zaciekawieniem.

Bartek: No na pewno spełnili moje oczekiwania. Usłyszałem to, co chciałem. Jak jednak postrzegacie dysonans, który może budzić image zespołu w stosunku do ich muzyki? Pomijam tu oczywiście Bobby’ego Franklina.

Iggy: Koledzy faktycznie wyglądali na scenie tak, jakby w przerwie z pracy wyskoczyli na taksówkę, potem samolot i autobus, w ten sposób znajdując się w Europie, a docelowo w Warszawie. Rynsztunek może niezbyt metalowy, ale ta codzienność i brak przebieranek, nawet mi się podobały. Gitarzysta wyglądał nieco jak aktor Josh Brolin w “Diunie” Denisa Villeneuve’a, jak taki twardy, zwyczajny typ, który po pracy hobbystycznie pogrywa sobie w zespole. Tak się składa, że jest to zespół, który przyłożył tak, że nie mogłem się pozbierać.

Z innych występów, które zrobiły na mnie wrażenie, muszę wspomnieć o portugalskim Toxikull. Dla mnie to był odpowiednik Roadwolf z poprzedniej edycji - zespół, którego nie kojarzyłem, ale ich nieokrzesana dzikość na scenie totalnie mnie rozwaliła. Może tylko ten cover Motorhead na koniec potrzebny nie był, bo ich muzyka broni się sama. Nie grają może specjalnie oryginalnej muzyki, ale robili ogromnie przekonujący wrażenie.

Strati: Zgodzę się. Absolutnie bardzo zyskali na żywo. Nie spodziewałam się, że to będzie tak świetny koncert. Tak jak mówisz: dzikość, energia, drapieżność, agresja! Zresztą fantastycznie był nagłośniony ten koncert, a to jeszcze bardziej wzmocniło te dobre wrażenia. Koncert Toxikull jest dla mnie jednym z tych najlepszych momentów festiwalu.

Bartek: Tu się z wami zgodzę. Jeśli chodzi o inne zespoły, które mnie pozytywnie zaskoczyły, muszę tu wspomnieć Dolmen Gate. Wcześniej słyszałem dużo pozytywnych opinii o ich płycie, natomiast wiadomo, z braku czasu połączonego z natłokiem albumów, których warto albo wypada posłuchać, gdzieś mi to wydawnictwo umknęło. Natomiast swoim występem mnie kupili. Stwierdzam, że nawet wokal Any, na który słyszałem narzekania, idealnie do tej muzyki pasuje.

Iggy: Również mi się podobali. Wiem, że w kuluarowych rozmowach zaczęliśmy spisywać protokół rozbieżności, co do występu, ale będę go nadal bronił. (śmiech) Był to epicki doom z klimatem, który bardzo mi się podobał. Kupiłem ich album, muszę przyznać, że w domowym zaciszu, aż takiego wrażenia ta muzyka nie robi, ale w niczym nie ujmuje to temu, jak Dolmen Gate zagrali na żywo.

Strati: Mnie z kolei zaskoczył bardzo pozytywnie Midnight Force. To jest zespół, którego nie znałam wcześniej, zaczęłam go dopiero zgłębiać chwilę przed festiwalem w ramach nadrobienia zaległości. Prawdę powiedziawszy kiedy słuchałam ich studyjnie, myślałam sobie, że jest coś takiego w tym zespole, co mi do końca nie pasuje - coś punkowego, myślałam sobie, że nie jest to zespół, który by mnie zaciekawi. Natomiast jak ich usłyszałam, zobaczyłam na żywo, zmieniłam zdanie. To naprawdę było bardzo mocne i surowe. Oczywiście zaskoczyli mnie również swoim wizerunkiem. W pierwszej chwili pomyślałam, kiedy weszli na scenę: “o, dziwaki”, ale jak zaczęli grać - “no fajne te dziwaki!”.

Bartek: Bardzo. Robiłem już z nimi wywiad dla HMP. Zagrali świetnie. Czułem jednak pewien dysonans oglądając ich występ. Muzyka to wojowniczy, epicki heavy metal, a na scenę wychodzi gość, który wygląda jak połączenie glam metalowca z jakimiś queerowymi klimatami.

Strati: Kiedy przegląda się ich Facebooka, to widać, że mają przypinki z tęczową flagą, więc jest to wszystko spójne. Podobnie jak ciebie, mnie też zaskoczył image wokalisty, a dodatkowo ten cudownie uśmiechnięty basista, Brenden Crow, w samych skarpetkach, który grając po prostu odpływał. Nie wiem, czy on się uśmiechał, bo po prostu kocha grać, czy uśmiechał, bo w jego żyłach płynęły jakieś substancje chemiczne, ale wyglądał po prostu jak bardzo radosny basista, który cudnie się bawi na scenie. To też było zaskakujące w kontraście z tą surową, agresywną muzyką, jaką grają.

Iggy: Cieszę się waszą radością, bo sam jej nie potrafiłem w tym występie odnaleźć. Pomijam kwestie wizerunkowe, one mnie nie obchodzą, ale niewiele z tego koncertu tak naprawdę do mnie dotarło, mimo, że nie potrafię wskazać jakiejś konkretnej tego przyczyny. Po prostu sprawiało to na mnie dość nudne wrażenie. Nie trafiła do mnie ta muzyka, chociaż czuję, że powinienem Midnight Force dać jeszcze jedną szansę i posłuchać ich materiału studyjnego. Był to jeden z dwóch koncertów, o których mogę powiedzieć, że były według mnie dość słabe, ten drugi to szwedzki Stormburner, czyli tańsza kopia Hammerfall.

Strati: Mnie też Stormburner rozczarował. Kiedy wyszła ich płyta, miałam poczucie, że jest tam bardzo dobry wokalista, są dobrzy muzycy, płyta jest fajnie nagrana i ma ciekawą okładkę autorstwa Kena Kelly. Nie było jednak na niej doskonałych, ciekawych kompozycji, a refreny powtarzały się w nieskończoność. Miałam mieszane uczucia: jest bardzo dużo dobrego, ale jeszcze trochę brakuje, żeby było super. Byłam więc ciekawa, jak to wyjdzie na żywo. Okazało się, że rzeczywiście oni są instrumentalnie i wokalnie fantastyczni, natomiast koncert rzeczywiście był troszkę jak “tańsza” wersja Hammerfall, mam tu na myśli nie tylko muzykę, ale też sposób prezencji. Pewnie też macie takie odczucie, że Hammerfall ma prezencję takiego zespołu, który prowadzi swoich fanów nieco jak dzieci. Jest to trochę przedstawienie, troszkę kinderbal. U Stormburner to było jeszcze bardziej widoczne. Oni na pewno oczywiście są fanami tej muzyki i tworzą ją sercem, ja jednak jako odbiorca czułam rozczarowanie, a nawet lekkie zażenowanie ich koncertem.

Iggy: Wydaje mi się, że Szwedzi są po prostu pod dużym wrażeniem starszych i docenianych kolegów z Hammerfall, nie tylko wizerunkowo. Nie powinno być to dużym zarzutem, bo cóż złego jest w czerpaniu z dawnych wzorców? Nie zawsze trzeba wymyślać koło na nowo, jednak w tym wypadku czułem, że mam do czynienia z wyblakłą kalką.

Bartek: Ja się tym razem wyłamię, bo mnie się ten koncert ewidentnie porwał. Powiem tak, może nie było to coś wielkiego, ani coś, nad czym warto się rozwodzić, ale publikę porwali.

Iggy: Co zostało w tobie po tym koncercie?

Bartek: Zgodzę się, że od strony muzycznej jakaś wielka uczta to nie była, natomiast ja czułem tą muzykę całym sobą. Wokalista potrafił odnaleźć dobry kontakt z publicznością i osiągnąć z nią odpowiednią chemię.

Iggy: Podobnie jak w przypadku Midnight Force, cieszę się, że potrafisz znaleźć w tym radość. Zresztą, publiczność wydawała się też zadowolona, więc świetnie, po to jeździmy na koncerty.

Zmieniając temat, ubolewam, że nie widziałem dwóch koncertów, które wiem, że bardzo przypadły wam do gustu. Mowa o warszawskim Metallus, na których ostatni tylko numer udało mi się załapać oraz pochodzących z Australii Aardvark. Jak wam się podobali?

Strati: Jest czego żałować, zarówno jeśli chodzi o Metallus, jak i Aardvark. Być może w innej sytuacji na Metallus bym nie przyszła, bo przyznaję się, że na koncerty polskich zespołów, które są na festiwalach jako pierwsze zdarza mi się nie dotrzeć. Jednak byłam na ich koncercie w styczniu, kiedy grali na swoim festiwalu “Riders of Doom” i byłam zaskoczona, jakie w doom metalu można zrobić show na scenie, jak się można świetnie bawić, oczarowało mnie, jaki muzycy mają wspaniały kontakt ze sobą na scenie. Aż mi się skojarzyło ze starymi koncertówkami Helloween. Dlatego właśnie chciałam ponownie zobaczyć Metallus. Są naszym kolejnym domowym skarbem na polskiej scenie. Jeśli zaś chodzi o Aardvark, to był to rzeczywiście niesamowity koncert w bardzo oldschoolowym stylu, choć innym, nie takim drapieżnym, agresywnym jak Toxikull. Ich muzyka na żywo miała niesamowity klimat, jak ze starego teledysku. Wciągała, hipnotycznie snuła się, choć gatunkowo był to heavy metal. Byłam zaskoczona tym koncertem, a jego odbiór na pewno też mocno podkreślał wizerunek zespołu, zwłaszcza wokalisty, który wyglądał naprawdę jak z jakiegoś bardzo oldschoolowego teledysku z lat 80. Masz czego żałować.

Bartek: Na pewno. To był jeden z lepszych występów na tym festiwalu. I to nie jest tylko moje zdanie. Prawdziwy oldskulolowy heavy metal. Czuło się to od razu, gdy tylko weszli na scenę i zaczęli grać. Wąsy, fryzury na “czeskiego piłkarza”, katany i te sprawy. Muzyka to heavy z ogromnymi nawiązaniami do hard rocka z lat siedemdziesiątych. Takie samo wrażenie odczułem po przesłuchaniu ich debiutanskiej płyty “Tough Love”.

Iggy: Pozostaje mi tylko bić się w pierś, że na koncert nie dotarłem. Chciałbym dodać jeszcze dwa zdania o zespole Scavenger, którego koncert również zaliczam do tych udanych. Podobali mi się na scenie, nie mam na tylko niezwykłej urody wokalistki Tine Callebaut. W ogóle dość ciekawą historię ma ta grupa, bo gra tam chyba tylko jeden gość, który otarł się o skład z lat 80.

Strati: Obecnie nie ma tam żadnej osoby z oryginalnego składu.

Iggy: No tak, on był członkiem zespołu przed laty, ale faktycznie, nie pierwszego składu. Jednak kupili mnie na żywo, była w tym ten rodzaj energii, który w zespołach heavy metalowych bardzo sobie cenię.

Bartek: A ja się za to wynudziłem jak mops.

Strati: Też czułam się nieco zmęczona tym koncertem, miałam wrażenie, że wokalistka nie śpiewa, a krzyczy. Zgadzam się z Igorem, że to piękna kobieta. Nie lubię jednak kiedy frontman nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z publiką, więc brak kontaktu też obniżył mój odbiór koncertu. W tym temacie w kwestii protokołu zgodzę się z Bartkiem. Mimo to, warto było zobaczyć, niektóre ich kawałki są naprawdę dobre.

Bartek: Tine może i nie jest brzydka, ale to nie mój typ. Na tym koncercie patrzyłem tylko na zegarek, niech to się już wreszcie skończy. W międzyczasie kilka razy wyszedłem na papierosa. Przy koncercie Aardvark nie wiedziałem natomiast, kiedy mi to 40 minut upłynęło.

Strati: Było coś tak wciągającego w tym koncercie, że człowiek stał i po prostu wkręcał się w tę atmosferę.

Bartek: To chyba mój pierwszy raz, kiedy zespół otwierający festiwal tak bardzo mnie porwał.

Strati: Nie znałam tego zespołu wcześniej. Myślałam, że nazwa pochodzi od Tolkiena. Obstawiałam jakąś mroczna postać, na pewno nie, że jest to gatunek jakiegoś mrównika.

Iggy: Najwyższa pora porozmawiać Wytch Hazel, gwieździe festiwalu. Jak wam się podobał ten koncert?

Strati: Ja byłam zachwycona, mimo tego, że w przeciwieństwie do Ciebie, Igor, nie jestem miłośniczką proto metalu. Natomiast oni byli absolutnie magiczni, to był wspaniały koncert i cudowny klimat. Potęgował go gitarzysta, który nie tylko grał świetnie, ale do tego grał całym sobą. Absolutna uczta i fantastyczny headliner.

Bartek: Na  początku podchodziłem do tego koncertu dość sceptycznie. Nie byłem fanem Wytch Hazel i uważałem go za zespół nieco przereklamowany. Jednak po tym co widziałem w Warszawie, całkowicie zmieniam zdanie w tym temacie. Chętnie jeszcze raz zapoznam się z ich dyskografią, tym razem patrząc jednak z nieco innej perspektywy.

Iggy: Tym razem protokołu rozbieżności nie będzie, bo ja lubiłem ten zespół. Nie mogę powiedzieć, żebym na wyrywki znał ich dyskografię, ale ten ostatni album, “IV: Sacrament” wszedł mi wybornie. Wizerunek zespołu, te ich stroje stylizowane chyba na giermków, zawsze mnie śmieszył, ale muzycznie nie mam nic do zarzucenia.

Bartek: Troszkę przypomina to kaftany bezpieczeństwa.

Iggy: Radość, jaką mieli w sobie na scenie była nie do pobicia. Zwłaszcza u gitarzysty, Alexa Haslama, który cały koncert miał na twarzy uśmiech, jak u Dave’a Murraya w młodości. Pięknie to korespondowało z momentami natchnioną i wzniosłą muzyką. No i jest to granie wyjątkowo przebojowe. W trakcie koncertu zażartowałem sobie, że “świetni są ci Thin Lizzy”, bo właśnie z tym zespołem kojarzy mi się muzyka Wytch Hazel. Podobne podejście do melodii, harmonii gitarowych i budowania przebojów. Był to naprawdę świetny koncert i chciałbym możliwie szybko zobaczyć ich znowu.

Strati: Odniosę się jeszcze do strojów. Mówicie, że to kaftany bezpieczeństwa bądź stroje giermków. Ja dodam, że smaczkiem tego stroju są są legginsy z lycry, które z kolei nawiązują do muzyki lat 80.

Iggy: Tak, tylko na biało.

Strati: Z takim srebrnym połyskiem.

Iggy: Mówiąc poważnie, rozumiecie o co w tym wizerunku chodzi?

Strati: Ja to sobie interpretuję jako symbol niewinności, albo jako nawiązanie do rycerstwa lub do dawnej kultury brytyjskiej. W końcu nazwa też nawiązuje do rośliny, oczaru, a w dawnej kulturze Wielkiej Brytanii, tak samo jak i Irlandii, bardzo przywiązywano wagę do roślin. Nie czytałam nigdy jednak, skąd te stroje się wzięły. Może Bartek coś wie?

Bartek: Nie wiem. Mogę jedynie się domyślać.

Iggy: Ok, zgodzimy się, że to było wspaniałe ukoronowanie dwudniowego festiwalu. Świetny koncert. Widać, że zespołowi też się podobał. Wielokrotnie mówili ze sceny, że chcą wrócić. Reakcja publiczności również była fantastyczna.

Strati: Myślę, że w ich chęci powrotu rolę odgrywa fakt, że wylądowali w ciekawym otoczeniu. Sam klub wydaje się być w miejscu trochę odludnym. A już parę kroków dalej jest niesamowita Warszawa, łącząca to, co stare z nowoczesnością. Myślę, że mieli okazję ją zobaczyć, pewnie spodobało im się i miasto i sami ludzie. Myślę więc, że w ich wypowiedziach jest coś prawdziwego. Odebrałam ich jako autentycznych, myślę, że to co mówił wokalista nie jest tylko wyuczoną grą i konferansjerką.

Iggy: Również odebrałem to szczerze. Podobało mi się, że muzycznie wszystko mają dopięte na ostatni guzik. Kompozycje są dopracowane, ciekawie zaaranżowane. Nie jest to surowość, dajmy na to Toxikull, sięgają po inne narzędzia wyrazu. Świetna, hardrockowo-heavymetalowa muzyka.

Strati: I bardzo pogodny przekaz. Była jakaś doza lekkiej nieśmiałości w prowadzeniu koncertu przez wokalistę i przez to cały występ był sympatyczny. Nie było w zespole żadnej wulgarności. Wszystko wydawało się ciepłe, natchnione, naprawdę budowało.

Bartek: Zagrali pięknie. Zarówno pod względem technicznym, jak i brzmieniowym.

Iggy: Staram się dbać o słuch, zazwyczaj używam stoperów na takich koncertach. Podobnie było w trakcie Heliconu, ale podczas Wytch Hazel wolałem słuchać muzyki bez fizycznej bariery w uszach. Zabrzmieli doskonale, co zresztą mogę powiedzieć o wszystkich występach w ciągu dwóch dni w Odessie. Wracając do headlinera, słyszałem każdą solówkę, riff, tekst. Pokuszę się o stwierdzenie, że było to najlepiej brzmiący występ festiwalu.

Bartek: Moje zdanie na temat stoperów znacie. Bez nich ten koncert też był ekscytujący.

Strati: Ja się odniosę króciutko i do stoperów, i do nagłośnienia. Rzeczywiście koncert nagłośniony był świetnie. Nie tylko Wytch Hazel, to dotyczy większości koncertów. Jedynie Scavenger na początku miał gorszy dźwięk, dopiero w drugiej połowie koncertu coś się poprawiło. Natomiast jest tak, że od wielu lat małe koncerty brzmią lepiej niż kiedyś, dawniej zdarzało się, że były jednym wielkim hałasem. Jest wielka zmiana, więc Helicon wpisuje się w ten nurt. Jeśli zaś chodzi o stopery, to podobnie jak Igor używam takich profesjonalnych. Zwykłe gumowe z apteki zabijają dźwięk. Te profesjonalne są świetne, jak je się odpowiednio zaaplikuje. Kiedyś myślałam, że lepiej będzie jak je włożę płytyko. Wtedy jednak dźwięk rezonuje i stopery nie spełniają swojej roli. Odpowiednio wsadzone działają świetnie.

Iggy: Zaczęliśmy poruszać tematy organizacyjne. Oprócz nagłośnienie, świetnie wypadała punktualność. Jeśli były jakieś obsuwy, to raczej drobne, nic specjalnego. Po raz kolejny duży plus dla ekipy odpowiedzialnej za wydarzenie.

Strati: To chyba coś, co organizator stawia sobie za punkt honoru. Kiedyś w przypadku innego koncertu napisał, że “u nas jak zawsze będzie punktualnie”. Wielka chwała im za to. To wielki wysiłek zrobić taki festiwal. Mówiliśmy o tym już rok temu - praca z ludźmi jest trudna, a tu pracuje się z ogromną ilością ludzi, a jak wiemy ludzie zapominają, są niesłowni i tak dalej. Naprawdę wielkie brawa i ukłony dla organizatorów.

Iggy: Zostali nam do omówienia Rascal i Toranaga UK. Oba koncerty mi się podobały, Rascal chyba trochę bardziej, z uwagi na ich thrashową brutalność. Być może nie zostałem powalony, ale było to udany koncert. Brytyjczycy jednak mnie trochę znudzili. Słyszałem świetny warsztat, jednak po połowie koncertu czułem, że nie koncentruję się już na muzyce. Być może zmęczenie dało się we znaki, ale wyszedłem na chwilę na zewnątrz klubu. Uważam natomiast, że to co widziałem przez mniej więcej pół godziny, było, w przypadku Toranaga UK, wystarczające.

Bartek: Wiesz co, miałem dokładnie takie same odczucie. Natomiast rozmawiałem ze starszymi fanami wieku 50 +, to właśnie Toranaga była jednym z głównych punktów, dla których pojawili się na tym festiwalu.

Iggy: Zmierzając w kierunku podsumowania, jak uważacie, czy publiczność Heliconu się zmienia? Miałem wrażenie, że ponad połowa twarzy, jakie widziałem rok temu, znalazła się i na tegorocznej edycji. Mogę się też mylić, ale wydawało mi się, że było też nieco mniej ludzi. Czy możecie się zgodzić ze stwierdzeniem, że undergroundowy heavy metal nie odczuwa już napływu nowych fanów?

Strati: Rok temu też o tym rozmawialiśmy. Prawdą jest, że młodych fanów wiele nie ma i już szukaliśmy odpowiedzi, dlaczego tak jest. Był czas, kiedy pojawiało się wiele dzieciaków na koncertach. Obecnie dzieciaków prawie nie ma, więc fala na razie chyba się zatrzymała. Natomiast zgodzę się, że osoby się powtarzają. W ogóle na klasycznych koncertach heavy metalowych widuję te same osoby - czasem poznaję je po twarzy, czasem po koszulkach, czy po naszywkach. Często mam takie doświadczenie, że ktoś mnie komuś przedstawia, podajemy sobie ręce i wtedy ten ktoś mówi “a ja cię kojarzę z widzenia”. To nie jest zatem tylko nasza refleksja, wygląda na to, że sami jesteśmy tymi “powtarzającymi się ludźmi” na koncertach.

Bartek: Dokładnie. To jest takie spotkanie rodzinne, bo pojedziesz tam i wiesz, że spotkasz te same gęby, co rok temu. Z jednej strony dobrze, z drugiej jednak jakaś zmiana pokoleniowa by się przydała.

Iggy: Faktycznie, rozmawialiśmy o tym rok temu. Jeżeli nie ma innej opcji, niech będzie to spotkanie tych samych ludzi, trochę jak rodzinny zjazd. Życzyłbym tylko, aby spinało się to organizacyjnie i finansowo ludziom, którzy ten festiwal robią. Pewnym żartem już jest, że po każdej edycji, organizatorzy tradycyjnie mówią, że “festiwalu więcej może nie być”. Oczywiście upraszczam w tym momencie sprawę. Tym razem pojawił się na profilu wydarzenia post, w którym jest mowa o poszukiwaniu nowej formuły. Życzę nam wszystkim, aby ona się znalazła, bo szkoda byłoby, jakby Helicon miał zniknąć z koncertowej mapy Polski.

Bartek: To by była duża strata, gdyż nie ma drugiego takiego festiwalu w Polsce, który gromadziłby tylko zespoły grające tradycyjna formę heavy metalu. Takim bardzo retro. Imprezy często szufladkowane jako podobne, np Black Silesia Open Air są zorientowane na nieco inną muzykę i skierowane do trochę innej publiczności. Ta impreza na Opolszczyźnie jest oczywiście zrobiona z nieco większym rozmachem, ale to już inny temat.

Strati: Byłoby bardzo przykro, gdyby Helicon zniknął. Tę niszę pewnie wypełni na przykład Heavy Metal Thunder, na który ludzie i tak będą jeździć. Zresztą ten festiwal dla publiki ma ten plus, że jest na niego bliżej z Niemiec, więc do relatywnie tanich Czech przyjeżdżają Niemcy. Helicon to dla mnie cykliczne święto, bardzo mi byłoby szkoda.

Iggy: Jakbyście sobie wyobrażali tę nową formułę festiwalu?

Strati: Myślę, że może być to powrót do jednodniowego festiwalu. Takie rozwiązanie na pewno jest tańsze, odpadają noclegi i wiele innych kosztów.

Bartek: Myślę, że to faktycznie mogłoby tą ideę uratować. Te dwa dni są znacznie większym wyzwaniem, zarówno kosztowym, jak i logistycznym. Rozmawiałem z jednym z organizatorów, i potwierdził, że to ciężkie do ogarnięcia.

Iggy: Aby nie kończyć w tak ponury sposób, czego byście sobie życzyli na kolejnej edycji wydarzenia? Dla mnie byłby to kanadyjski Spell, uwielbiam ten zespół i myślę, że sprawdziłby się doskonale. Tym bardziej, że pracują nad nowym albumem, który zapewne w tym roku się ukaże.

Strati: Moim życzeniem byłby Traveler, który się niedawno rozpadł. Chyba już go nigdy nie zobaczę… ale z drugiej strony jakby się reaktywował, to by było coś! Realnie patrząc  - The Night Eternal oraz Triumpher, moje ostatnie odkrycie. Jest epickie, więc pasuje.

Bartek: Ja dorzucę od siebie Spellbook.

Bartek Kuczak, Katarzyna “Strati” Książek, Igor “Iggy” Waniurski

mayhem_heavy_metal_pages_158x600.png glenn_hughes_heavy_metal_pages_158x600.png ronnie_romero_gusg_heavy_metal_pages_158x600.png uriah_heep_heavy_metal_pages_158x600.png drowning_pool_heavy_metal_pages_158x600.png

Goście

6068218
DzisiajDzisiaj340
WczorajWczoraj3074
Ten tydzieńTen tydzień340
Ten miesiącTen miesiąc95893
WszystkieWszystkie6068218
18.97.9.175