Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Zachłanne drapieżniki” (Sadist)

Jesteśmy gotowi opowiedzieć wam wszystko o najstraszniejszym afrykańskim drapieżniku – deklaruje Trevor Nadir.  A ponieważ „Hyaena”, siódmy album włoskiej ekipy, to również dawka niezwykle urozmaiconego technicznego i progresywnego death metalu najwyższej jakości, bez zbędnych ceregieli zapraszam do przeczytania rozmowy z wokalistą i gitarzystą/klawiszowcem Sadist.

sadist2 b

HMP: Jesteście jednym z najbardziej cenionych zespołów grających  progresywny/techniczny death metal, wielu fanów ceni wasze dokonania na równi z płytami  Atheist, Believer, Cynic, Death czy Pestilence – to pewnie dla was wielki zaszczyt, ale pewnie też swego rodzaju obciążenie?

Trevor Nadir: Wiele razy byliśmy do nich porównywani, to dla nas duży zaszczyt. To świetne zespoły, aczkolwiek wierzę, że Sadist różni się od nich swoją muzyką. Gramy techniczny death/prog metal, zainspirowany włoskimi i europejskimi latami 70-tymi, byliśmy pierwszym zespołem w Europie, który wprowadził klawisze do death metalu, dlatego uważam, że Sadist nie da się zdefiniować i przypisać do jednego gatunku. Szanujemy wiele z tych grup: Death napisało historię tego gatunku, Cynic są  świetnym zespołem, ale również dobrymi przyjaciółmi, tak samo jak Atheist i Pestilence.

Z jakimi założeniami przystępowaliście więc do prac nad następcą „Season In Silence”? Mieliście sporo czasu na dopracowanie nowych pomysłów i utworów, co było chyba istotne w kontekście tego, że znowu zaproponowaliście coś zaskakującego i nowatorskiego, nie tylko jak na metal?

Trevor Nadir: Przede wszystkim, dzięki za miłe słowa. Koncertowa promocja poprzedniego albumu „Season In Silence” trwała pełne trzy lata, aż w pewnym momencie znaleźliśmy się na w końcówce 2013 roku. W tamtym czasie zrealizowaliśmy dwa europejskie tournée , zagraliśmy na wielu festiwalach w Europie oraz kilka niezależnych tras w naszym kraju. Przygotowywanie wtedy nowego materiału było naprawdę niemożliwe. Myślę, że robienie kilku rzeczy na raz jest nieproduktywne, szczególnie jeśli chodzi o sztukę, w takich sprawach trzeba mieć chłodną głowę. Zaczęliśmy komponować na początku 2014 roku. Pod koniec tego samego roku, kiedy pisanie utworów zostało ukończone, ulokowaliśmy się w Nadir Music Studios i zaczęliśmy nagrywać album „Hyaena”, co trwało od grudnia 2014 do maja 2015. Nie mieliśmy żadnych ostatecznych terminów i chcieliśmy przygotować naszą muzykę tak, aby przed rozpoczęciem nagrywania być jej absolutnie pewnym. 

Ułatwia wam pracę fakt, że od ponad 10 lat gracie w tym samym składzie? Jesteście takimi idealnie do siebie pasującymi palcami jednej ręki, mimo tego, że jest was tylko czterech? (śmiech)

Trevor Nadir: Działamy od 20 lat. Sadist powstał w 1991 roku i od 1996 gramy w tym samym składzie. To definitywnie działa na naszą korzyść. Bardzo ważnym jest poznanie siebie nawzajem, zarówno pod względem muzycznym, jak i osobistym. Dzielenie razem tras koncertowych, wspólnego życia przez lata, wszystko to składa się wspaniałą relację między nami, w innym przypadku kariera Sadist byłaby to niemożliwa. Nawet muzyka jest bardzo ważna, jest dużo respektu i szacunku pomiędzy nami, muzyka jest magiczna i czasami tworzy unikalne wrażenie. Jak możecie sami zobaczyć, chcieliśmy zaoszczędzić, bo Tommy gra na dwóch instrumentach na raz, nawet na scenie - jesteśmy chciwi. (śmiech)

sadist logo bSkąd pomysł na tę muzyczną podróż do Afryki? To ponoć kolebka naszej cywilizacji, uznaliście więc, że warto udać się w takim mniej oczywistym kierunku, pójść niejako w ślady Paula Simona i jego „Graceland”, ale w zasadniczo mocniejszej, bardziej zakręconej formie?

Trevor Nadir: Hiena jest zwierzęciem, któremu nieświadomie i naturalnie udaje się być sadystycznym, zarówno pod względem tego, co jest uważane za jej „śmiech”, jak i pod względem okrucieństwa. Z tego powodu wierzę, że połączenie tego tytułu z nazwą  zespołu była prawie obowiązkowa. Odnośnie Afryki: ten kontynent jest wspaniały, tajemniczy, niesłusznie wcześniej zrabowany i porzucony. Naszą muzyką chcieliśmy złożyć hołd sile tego niesamowitego zwierzęcia, a co za tym idzie, Afryce, która z pewnością zasługuje na więcej szacunku i większą uwagę. Nie chcemy tworzyć zamieszania, to nie oddziałuje źle na Afrykę, jest to oparte całkowicie na zwyczajach i technikach polowania  hien. Z oczywistego powody, słuszne było złożenie hołdu śródziemnomorskim krajom i w szczególności właśnie Afryce, jako że hieny żyją w większości  pośród afrykańskich równin. Dlatego właśnie szukaliśmy muzyka, który oprócz bycia świetnie przygotowanym technicznie, ma dużą wiedzę muzyczną, o której mowa. Jean jest eklektycznym muzykiem, rodowitym Afrykaninem i niesamowitym perkusistą. Jego dobra praca dodała ciepłych barw płycie. Równolegle, Tommy studiuje użycie instrumentów takich jak oud (arabski instrument strunowy) czy santur, rzadko wykorzystywanych w death metalu. 

Zawsze ciekawiło mnie, na ile wasze utwory są efektem zaplanowanego w każdym szczególe procesu kompozycyjnego, a na ile improwizacji i pracy na próbach? A może łączycie obie te metody, stąd tak ciekawe efekty?

Tommy Talamanca: Proces kompozycji zmienia się od czasu do czasu. Niektóre utwory na albumie zaczęliśmy opracowywać razem podczas prób. Jednak większość kawałków pochodzi z linii basowych, nad którymi pracowaliśmy we dwóch z Andym podczas aranżowania, zaraz po tym weszła perkusja i wokal. Nigdy nie mamy standardowego wzoru, jako że każda kompozycja brzmi inaczej niż inna; struktura kompozycji również musi pasować do nastroju utworu.

Warstwa tekstowa płyty chyba też obraca się w kręgu afrykańskich podań i legend?

Trevor Nadir: Przez wiele lat zdobywałem wiedzę o tych afrykańskich zwierzętach. Naprawdę się nimi interesuję, a szczególnie ich technikami polowania, aczkolwiek nie pomijam znaczenia grup i hierarchii. Zwierzęta te są szalone, bardzo silne, wytrzymałe, ambitne i polują na dużo większe ofiary, będąc zmuszonymi radzić sobie z dużo większymi drapieżnikami. W tym względzie, według tego, co zostało powiedziane wcześniej, to czynnik robiący różnicę. Hieny to zachłanne drapieżniki, które brutalnie rozrywają ofiary na strzępy, mimowolne i niewinne morderczyni. Wbrew powszechnym opiniom nie są to też śmieciarze, nie jedzą tylko padliny. Owszem, są czasem inne zwierzęta jak np. lwy, którym hieny kradną upolowane jedzenie. Gromadziłem materiały o nich przez wiele lat, jak książki, filmy i inne historie. Hiena to czarujące, niewiarygodne stworzenie, to mój ulubiony drapieżnik. Muszę rozwiać tu  mit, hieny to nie tylko padlinożercy, jedzą padlinę, ale to również wyszkoleni łowcy, którzy mają silny charakter grupy, wewnątrz której stosują surową hierarchię, gdzie głowa rodziny ma absolutną władzę. Mówi się, że diabeł przychodzi nocą ujeżdżając hienę i że to hiena zakopuje zwłoki. Po ich śmierci oczy zamieniają się w kamienie. Czarnoksiężnicy Zambezi, pożeracze ludzi, przybrali formę hien, ukazują zmarłym, że wyrośli i zostali rozszarpani na kawałki. Wokół ogniska składają ofiarę z młodej kozy, zgniłe mięso zombie i świeże mięso na ostatni posiłek. To cała historia „The Devil Riding The Evil Steed’’. 

Czyli „Hyaena” jest konceptem nie tylko muzycznym, stworzyliście całość dopracowaną pod każdym względem?

Trevor Nadir: „Hyaena” jest koncept-albumem,  gdzie w dziewięciu lirykach podjąłem tematy, techniki polowań, nawyki stada, rola matki rodu, przodka hieny „Pachycrocuta” , pościgi, brutalne zabijanie, legendy, wszystko dotyczyło hieny... w 45 minutach muzyki. Przez lata zdobywałem informacje o niej, poznałem i pokochałem tego zabójczego oprawcę. Pragnąłem napisać i zadedykować album temu niewiarygodnemu mięsożercy i oto jest. Jesteśmy gotowi opowiedzieć wam wszystko o najstraszniejszym afrykańskim drapieżniku.

Te transowe, plemienne rytmy i odgłosy wydawane przez zwierzęta fajnie dopełniają połamane struktury waszych kompozycji, choćby w „Genital Mask” lub „African Devourens” – zależało wam pewnie na takim kontraście, ale w żadnym razie nie dysonansie, miało to brzmieć odmiennie, ale spójnie?

Tommy Talamanca: Było to tak ważne, że spędziliśmy wiele czasu próbując pozwolić „plemiennemu” nastrojowi wypłynąć na każdą z kompozycji. Największym wyzwaniem było znalezienie odpowiedniego balansu pomiędzy ekstremalnym podkładem a plemienno/etnicznymi odniesieniami. Nie chcieliśmy przegapić agresywności brzmienia, jednak progresywno/eksperymentalne brzmienie jest również bardzo ważne.

Nie obyło się chyba też bez udziału innych muzyków, bowiem mamy tu sporo innych, w tym etnicznych instrumentów?

Trevor Nadir: Zawsze kochamy eksperymentować, każdy nasz album jest równoznaczny z ewolucją, pozostając przy tym zakotwiczonym w death metalowym matrixie. Od czasu „Tribe” w naszej twórczości są zbliżenia zakotwiczone w śródziemnomorskiej muzyce, mimo że ten pierwszy krok został postawiony wcześniej, następnie na „Sadisti” a teraz na „Hyaena”. Tommy jest bardzo ciekawym świata muzykiem, nauczył się grać na wielu instrumentach, nie do końca powiązanych z rockiem, gdy Jean N’Diaye jest eklektycznym muzykiem, rodowitym Afrykaninem, niesamowitym perkusistą, który ma rytm w swojej krwi i swoją świetną pracą, dodał ciepłych kolorów do tej płyty. Jesteśmy pewni, że napisaliśmy najlepszy album w naszej karierze,  dopracowany też w każdym innym aspekcie: od ilustracji Luca Orercchii, szaty graficznej Manuela Del Bono, poprzez video „The Lonely Mountain” gdzie zespół współpracował z kimś takim jak Darya Korneeva oraz po fotografie wykonane przez Svetlana Formina.

Na waszej płycie nie mogło się też obyć bez jazzowych partii, tak jak w openerze „The Lonely Mountain” , progresywnego, wręcz rockowego podejścia w „Scratching Rocks”, czy kojarzących się z nawet z rockiem elektronicznym/New Age dźwięków w instrumentalnym „Gadavan Kura” – wygląda na to, że nie lubicie się ograniczać?

Tommy Talamanca: Jesteśmy rockowcami, ale przede wszystkim, jesteśmy muzykami. Zawsze patrzymy na muzykę jako na sztukę, w której artysta powinien zawsze unikać jakichkolwiek granic. Wiem, że takie podejście może kogoś przestraszyć, dla niektórych ludzi bardzo ważne jest zaznaczenie swojego stylu, niektórzy kiedy nie wiedzą jaką etykietę przypisać zespołowi, po prostu nie słuchają go.

Wielu, szczególnie ortodoksyjnych fanów metalu nie cierpi jazzu, fusion czy innych gatunków – tacy goście pewnie nie sięgną po „Hyaenę”, mimo tego, że w dziedzinie ostrego, niekiedy też ekstremalnego death/thrashu też przodujecie, choćby w takim „Bouki”?

Trevor Nadir: Słuchanie Sadist, oznacza bycie przygotowanym na stawienie czoła i próbie, jesteśmy z pewnością death metalowym zespołem, jednak prawdą jest również to, że w naszej muzyce są zawsze inne wpływy. Nie uważam, że jest to problemem, nigdy nie było. Fani, nawet ci najbardziej ortodoksyjni, wiedzą, że zawsze mogą liczyć na brutalność, która akompaniuje zespołowi od samego początku, a pojęcie hieny naprawdę: naturalne, agresywne, sadystyczne, nie zrobilibyśmy tego bez cięższych partii, riffów, oraz agresywnych wokali.

Warto tak programowo odrzucać wszystko co inne, odstające od średniej, pozbawiając się tym samym szansy poznania czegoś ciekawego? „O jazzie wiem tylko to, że go nie znam i nie chcę go znać” powiedział mi kiedyś zagorzały fan metalu, co nie jest chyba zbyt racjonalną postawą?

Tommy Talamanca: Są dwa rodzaje muzyki: ta, łatwa do słuchania, robiona do zabawiania ludzi, oraz muzyka jako sztuka, która nie zawsze jest dobra do rozrywki dla ludzi. Są świetne zespoły zabawiające masy, które brzmią super, nawet jeśli ich muzyka może czasem brzmieć zbyt prosto. Niektóre zespoły, starają się zabawić ludzi w bardziej artystyczny sposób, jeśli wiecie, co mam na myśli. Jako muzyk, muszę stawić czoło faktowi, że niektórzy po prostu chcą być zabawieni bez angażowania ich czasu na myślenie, to pomaga mi podjąć odpowiednią decyzję i być fair wobec siebie.

Zdarza wam się przekonać swoją muzyką, np. na koncertach, takich ortodoksów do zrzucenia przysłowiowych klapek z oczu, otwarcia się na coś więcej niż tylko ekstremalny death czy black?

Trevor Nadir: Granie metalu, to głęboka wiara w to, co robimy. Metal oznacza pasję i determinację. Najlepszą rzeczą jest przekonanie własnej publiczności, ludzi, którzy płacą za bilet żeby chcieli zobaczyć nas grających. Ci ludzie muszą być szanowani, dlatego właśnie staramy się zaoferować im show, który zawsze jest prawdziwy. Metal jest właśnie tym i taki powinien pozostać i to właśnie chcemy propagować na całym świecie.

Teraz okazji ku temu będzie chyba więcej, bo promując nowe wydawnictwo ruszycie pewnie w trasę?

Trevor Nadir: Jesteśmy gotowi aby jak najlepiej stawić czoła następnemu show. Chcemy zaoferować naszym fanow wielkie show, muzycznie i teatralnie. Wspólnie z naszym managementem i agencją Live Nation pracujemy nad pierwszym terminem, zarówno w naszym kraju jak i za granicą. Mieliśmy rówież kilka propozycji aby koncertować po Europie, staramy się wybrać co najlepsze. W końcu, jest również zmiana jeśli chodzi o nadchodzące letnie festiwale: w ostatnich dniach potwierdziliśmy Hellfest, inne propozycje są w trakcie negocjacji, nie ma pośpiechu, krok po kroku.

sadist1 b

Planując koncerty możecie liczyć na wsparcie nowego wydawcy Scarlet Records?

Trevor Nadir: Przez lata opracowywujemy z naszym managementem oraz z Live Nation rozkład koncertów. Chcemy, aby każdy wykonywał swoją pracę, Scarlet Records jest naszą wytwórnią, oni muszą zająć się promocją nowego albumu i muszę przyznać, że idzie im bardzo dobrze. Myślimy o muzyce, a inni ludzie pracują aby dodać do tego wszystko, co najlepsze dla zespołu - to jedyny sposób aby osiągnąć najlepsze rezultaty. Nie chcemy prosić kogoś, aby zajął się robotą, która nie leży w zakresie obowiązków tej osoby.

A jak w ogóle trafiliście do tej firmy? Z wydawcami zwykle było wam nie po drodze, bo trudno przecież sprzedawać w oszałamiających nakładach tak nieszablonową muzykę jak wasza, szczególnie w dzisiejszych czasach?

Tommy Talamanca: Zgaduję, że dla niektórych wytwórni Sadist jest za bardzo niekonwencjonalnym i dziwnym zespołem do współpracy. Podpisanie kontraktu z zespołem takim jak Sadist jest więc dużym wyzwaniem. W każdym razie, wydaje się, że nowa generacja fanów metalu jest bardziej otwarta niż 20 lat temu.

Ale od czasu do czasu pojawiacie się w programach radiowych, nawet w telewizji, co świadczyłoby o tym, że jednak media wykazują zainteresowanie nawet tak zakręconą i trudną w odbiorze muzyką?

Trevor Nadir: Dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy komercyjnym zespołem, metal nie jest dla każdego. Aczkolwiek widzę, że w ostatnich latach tak jakby coś się zmieniło, dominujące media zdają się być bardziej dociekliwe, ale nie oszukujmy się, nasza muzyka nigdy nie będzie głównym nurtem, ale może to i lepiej. Metal musi straszyć ludzi na całym świecie, być może to jest magia, która dopełnia naszą muzykę. Jasne, świetnie byłoby wziąć udział w niektórych programach telewizyjnych, szczególnie, aby zobaczyć miny niektórych osób. (śmiech)

Czyli to jednak koncerty pozostają dla was najlepszą formą promowania waszej twórczości?

Tommy Talamanca: Sadist to rockowy zespół, a naturalnych siedliskiem rockowego zespołu jest scena. Nie byłoby żadnego powodu do tworzenia muzyki bez grania jej na żywo, to bardzo zabawna część tej pracy!

Przed pięciu laty zagraliście w Polsce trasę. Jakie macie wspomnienia z tej pierwszej wizyty w naszym kraju?

Trevor Nadir: Mamy wspaniałe wspomnienia, maniacy w Polsce są wspaniali.

Promując „Season In Silence”, dobrze zagraliśmy w Polsce, to była długa trasa koncertowa, a pierwsze trzynaście dat było w waszym kraju. Mogliśmy zobaczyć bardzo ładne miasta, a reakcja publiczności była bardzo dobra. Mamy nadzieję wrócić do Polski najszybciej jak będzie to możliwe, chcemy sprowadzić nasz nowy album „Hyaena” do waszych klubów. Polska w ciągu ostatnich lat dojrzała, są u was dobre zespoły i granie w waszym kraju jest bardzo ważne.

Dziękuję więc za rozmowę i kto wie, może do zobaczenia?!

Trevor Nadir: Dziękuję za wywiad. Pozdrowienia dla całej kadry magazynu oraz czytelników.

W rozpisce na nadchodzącą trasę jest koncert w waszyn kraju, więc do zobaczenia wkrótce. Pozostańcie brutalni!

Wojciech Chamryk, Bartosz Hryszkiewicz & Anna Kozłowska

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5050612
DzisiajDzisiaj1226
WczorajWczoraj1225
Ten tydzieńTen tydzień4091
Ten miesiącTen miesiąc54263
WszystkieWszystkie5050612
52.14.126.74