Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Emerytura nam nie grozi!” (Vincent)

– Nasze nowe płyty, koncerty to zataczanie wielkiej pętli, długiej jak 30 lat w Rock ’n’ Rollu – mówi Piotr Sonnenberg, wokalista i lider Vincenta. Wrocławska grupa hard 'n' heavy po reaktywacji przed czterema laty prze ostatnio do przodu z niepohamowaną siłą, co potwierdzają jej ostatnie wydawnictwa „Aura” i najnowsze „Infinity”

 

HMP: Wasz powrotny album „Aura” nie zdążył jeszcze dobrze ostygnąć, a już wydajecie kolejny – były pomysły, powstawały nowe utwory, więc nie było na co czekać?

Piotr Sonnenberg: Po bardzo dobrze przyjętej „Aurze” faktycznie dostaliśmy powera żeby zabrać się do komponowania nowych numerów. Były też prośby od fanów o reedycje starych numerów z „Pierwszego ataku” i w ten sposób na płycie „Infinity” pojawiło się kilka w nowych aranżacjach.

Nie da się jednak nie zauważyć ciągłych zmian, bo kiedyś schemat wyglądał tak, że najpierw nagrywało się płytę, a później promowało ją na koncertach. Teraz zaś odwrotnie, płyty są tylko swoistym dodatkiem, pretekstem do występów na żywo, w dodatku, co dotyczy również Vincent, ukazują się one w coraz mniejszych, wręcz limitowanych nakładach?

Tym razem postanowiliśmy wydać płytę w wersji limitowanej, nie ograniczając jednak nakładu.

Z pomocą naszych przyjaciół udało się wejść do studia i bez żadnych ograniczeń czasowych (co stwarza idealny komfort dla muzyków) przystąpić do rejestracji numerów. Liczymy oczywiście, że płyta pośrednio przyczyni się do zagrania koncertów. Jednak nie chcemy grać  za wszelką cenę, mają to być koncerty przygotowane i szczególnie starannie reklamowane.

Czyli nie zamierzacie rezygnować z tej formuły zwartej, artystycznie dopracowanej całości jaką jest album, nawet jeśli dociera on do coraz mniejszej grupki tradycjonalistów/ najbardziej zagorzałych fanów wciąż kupujących płyty?

Wiem jaką frajdą dla fana jest fizycznie wziąć płytę do ręki, obejrzeć okładkę, przeczytać specjalną dedykację… to czar, który funkcjonuje od lat i sam cieszę się jak dziecko z każdej nabytej płyty.

Potwierdza to zresztą również okładka waszego nowego wydawnictwa, bo symbol nieskończoności znany już z logo i okładki „Aury” nie dość, że wciąż jest w nim obecny, to jeszcze trafił na okładkową grafikę i dał tytuł całej płycie?

Nasze nowe płyty, koncerty to zataczanie wielkiej pętli , długiej jak 30 lat w Rock ’n’ Rollu. Symbol nieskończoności na okładce pokazuje zarówno naszą muzyczną drogę, jak i świat, który dążąc do nowoczesnych, nowatorskich rozwiązań zaczyna się cofać do przeszłości, korzeni jego powstania… Budujemy – żyjemy - niszczymy – zabijamy, po to żeby wszystko zacząć od nowa...  Z jednej strony „Infinity” to nasza szczęśliwa muzyczna droga, z drugiej mroczna i katastroficzna wizja świata w którym żyjemy.

„Infinity” to tytuł w sumie symboliczny, w dodatku świetnie pasujący do niezbyt oczywistych tekstów, bo poruszacie bardzo różne tematy, od typowo miłosnych do takich o znacznie większym ciężarze gatunkowym?

Teksty to w większości moja sprawka. Poruszam tematy zarówno aktualne jak wojna, przestępczość, narkotyki itp. ale i miłość, przyjaźń i inne pozytywne wartości . Nieskończoność niesie za sobą wszystko to co opisuję w utworach. Zauważyłem, że z wiekiem pisanie przychodzi mi niezwykle łatwo. Obserwuję, czytam, rozmawiam z ludźmi i stąd inspiracje do tekstów.

Za wiele jest dookoła utworów o niczym, stąd takie numery jak „Dziewczyna” o nieletniej prostytutce, z cytatem, jeśli dobrze rozpoznaję, z filmu „Sztos”, czy „Iracki” o antyterrorystycznej wymowie?

Swojego czasu bardzo dużo koncertowałem z wieloma projektami. Sporo czasu spędzałem w drodze, a obserwacje różnych sytuacji tworzą idealne tematy do pisania tekstów. Rozmawiałem wielokrotnie z prostytutkami na zasadzie faktycznej dyskusji… młode dziewczyny lądują na ulicy nie zawsze z własnej woli. Różne okoliczności, wpływ partnerów, rodziców, wychowawców zmuszają je do sprzedawania własnego ciała. Nie znam żadnej, która jest szczęśliwa z powodu dawania dupy komukolwiek. Cieszą się z rzeczy materialnych, pieniędzy, fantów ale w głębi duszy są nieszczęśliwe, smutne… „Iracki” powstał kilka lat temu w zupełnie innej formie ale z tym samym tekstem. Wstrząsnęła mną wiadomość o śmierci jednego z najlepszych dziennikarzy wojennych -  Waldemara Milewicza. Piszę o tym, że w jednej chwili jesteś a za chwilę cię nie ma. O pracy, która ma na celu informować świat jak straszną rzeczą jest wojna, jednocześnie zapominając jakim kosztem ludzie dowiadują się o tym...

Jego współautorem jest wasz były perkusista Dariusz Biłyk, co świadczy o tym, że albo wciąż współpracujecie, albo to starszy numer z czasów „Aury”?

„Iracki” „ 4 bramy” i kilka innych utworów to efekt wspólnych działań w zespole Peter Gun (2005). Nasza przyjaźń z Darkiem trwa już 30 lat, a drogi muzyczne wciąż przeplatają. To doskonały i wszechstronny muzyk, na którego rady i doświadczenie zawsze mogę liczyć!

Mamy też na „Infinity” kilka utworów których współautorem jest gitarzysta Mirosław Madej – chcieliście w ten sposób zaakcentować, że był współzałożycielem zespołu i jego filarem, dlatego pewnie też album jest dedykowany jego pamięci?

W 1986 roku po rozwiązaniu Vincent van Gogh postanowiliśmy z Mirkiem kontynuować naszą muzyczną przygodę. Powstały świetne jak na tamte czasy numery na dwie płyty „Pierwszy atak” i „Samo życie”. Nigdy nie doczekały się jednak wersji cyfrowej. Słabej jakości nagrania mimo wszystko bronią się do dzisiaj. Sięgnąłem po kilka z nich z przyjemnością, aby po zmianach aranżacyjnych Boogiego i nowej studyjnej produkcji, przekonać się jak przetrwały próbę czasu. Mirek Madej to był niezwykle uzdolniony kompozytor i gitarzysta… przyjaciel!

I tak z pierwszego składu zostałeś tylko z Mariuszem, ale na pewne sprawy nie mamy żadnego wpływu, a życie toczy się dalej?

Mario to rewelacyjny basista i przyjaciel od lat. Jego miłość, zapał i rajc do muzyki zawsze powodują, że japa się cieszy. Koncertowo jest niezastąpiony i punktualny w sekcji rytmicznej jak mało kto!!!

Skoro już poruszyliśmy kwestie personalne to nie da się nie zauważyć, że rotacja na stanowisku perkusisty Vincent jest spora, bo Artur Konarski to bodaj piąty wasz bębniarz w ostatnich latach, trudno też pominąć milczeniem brak w składzie Waldemara „Ace” Mleczki, który grał w Vincent od początku?

Żeby utrzymać w zespole zawodowych muzyków, którzy żyją wyłącznie z grania, trzeba zagwarantować im taką ilość koncertów, aby mogli się poświęcić danemu projektowi. Jak wiadomo nie gramy muzyki tak komercyjnej, granej w radio, TV itp. żeby móc planować trasy koncertowe. Gramy dość sporadycznie i często koliduje to z innymi projektami, w których grają poszczególni muzycy. Stąd częste zmiany na stanowisku bębniarza, gitarzysty… Ace poświęca swój czas w większości własnym, coverowym bandom, gra koncerty klubowe, jako sideman itp. Nie jest wykluczone, że historia zatoczy koło i znów staniemy razem na scenie… (śmiech)

Nie szukaliście nikogo na jego miejsce, czy też na razie skoncentrowaliście się na nagraniu płyty, a przed koncertami zapełnicie tę lukę?

Dokładnie tak… Płyta została przygotowana aranżacyjnie i kompozycyjnie przez Boogiego. Ja zająłem się warstwą linii melodycznych, tekstów i wspólnie z Voytkiem Kochankiem miksów i masteringu. Boogie nagrał wszystkie partie gitar, solówek, klawiszy, co ułatwi drugiemu gitarzyście pracę  nad materiałem. Czy takowy jegomość się pojawi… zobaczymy!

Ponownie pracowaliście z Wojtkiem Kochankiem, więc „Infinity” wyrywa głośniki z kolumn, ale też ogromną rolę przy powstaniu tej płyty odegrali Sławomir Bereza i Mariusz Rzeszuto?

Po nagraniu „Aury” nie wyobrażałem sobie pracy z kim innym jak Voytek. Przede wszystkim praca z nim w studio stwarza atmosferę luzu i spokoju. Uwagi i propozycje z jego strony nie są nachalne i nie są komunikowane w trybie rozkazującym, tym samym pozwalają na szukanie optymalnych rozwiązań. Sławek Bereza i Mariusz Rzeszuto to dwóch gentelmanów dzięki którym udało się zrealizować nagranie materiału, fizycznie wydać płytę i nakręcić klip do numeru „Jesteś sam”. Jeszcze raz dziękujemy im za wsparcie i życzliwość!!!
Zadbaliście też o aranżacyjne urozmaicenia, takie jak spora ilość klawiszowych i elektronicznych partii, gitarowe flamenco w „Do rana”, wielogłosowe aranżacje wokali z udziałem Kamila Wrzosa – granie heavy w żadnym razie nie wyklucza twórczego podejścia, wręcz przeciwnie?

Zanim podeszliśmy do nagrań, nie wiedzieliśmy w jaką stylistykę pójdzie „Infinity”. Nie nastawialiśmy się konkretnie na to,  czy będzie to płyta metalowa, progresywna czy bardziej elektroniczna… To kompozycje same jakby dyktowały, że będzie to mocno rockowa petarda.

Boogie w trakcie nagrań dopisywał coraz to inne partie gitar, klawiszy, mocno eksperymentował („Taki świat”). Efekt tych wszystkich nagranych śladów jest niezwykły i barwny. Kamil Wrzos to wspaniały i wykształcony młody muzyk, obdarzony świetnym, wysokim wokalem. Dzięki jego wsparciu uzyskaliśmy oryginalne brzmienie chórków i drugich głosów.

Po covery sięgaliście już wcześniej, choćby po „Cocaine” J. J. Cale'a na debiucie, a na „Infinity” mamy „20th Century Boy’’ T. Rex w unowocześnionej wersji, ale też i partiami granymi slide – skąd akurat ten wybór? Marc Bolan był pewnie jednym z idoli waszego dzieciństwa?

Covery za które się zabieramy mają być hołdem dla muzyki naszego dzieciństwa. To numery oparte na prostych riffach , które stwarzają możliwość zagrania ich w sposób wszelaki. Marc Bolan był niedocenionym do końca twórcą naprawdę fajnych kompozycji. Jego barwna postać, makijaże i ciuchy nie do końca przemawiały do mnie, ale muzycznie super!

Po śmierci Elvisa, która odbiła się bardzo szerokim echem również w polskiej prasie i radiu, tragiczny wypadek Bolana raptem miesiąc później nie był tak komentowany, ale pamiętam, że też się o tym pisało i mówiło – też uzmysłowiłeś sobie wtedy tak dobitnie, że wybitni artyści też odchodzą?

Miałem przyjemność w 2000 roku zwiedzać posiadłość Elvisa w Memphis. Wtedy naprawdę zdałem sobie sprawę jak wielkim artystą był i zarazem ile niebezpieczeństw czyha na osoby publiczne: artystów, sportowców…
Pozostaje jednak po nich muzyka, czego dowodem wasza wersja „20th Century Boy’’ – będziecie grać ten utwór na koncertach, czy raczej wstawicie w to miejsce któryś z premierowych utworów autorskich?

Zawsze z przyjemnością gramy covery na koncertach lub afterach … W głowie mam blisko 300 numerów które uwielbiam śpiewać i czynię to w różnych okolicznościach przyrody…

Niezależny zespół nie ma życia usłanego różami, ale nie poddajecie się: koncerty, płyta, nakręcenie teledysku – chcieć to móc?

Jeśli chcemy w takiej czy innej formie istnieć na muzycznej arenie wypada iść drogą, która zawsze jest kręta i niełatwa. Płyta to wewnętrzna potrzeba komponowania, pisania tekstów, dzielenia się emocjami. Podpieramy to teledyskami żeby dotrzeć do jak największej rzeszy słuchaczy. Oczywiście nie ma to zupełnie przełożenia na sukces komercyjny, wielki hajs, autografy na cyckach itp. Naszą misją jest chęć kontynuacji dzieła, które miało początek w 1987 roku.

Płyty CD to obecnie zło konieczne, nośnik niegdyś nowoczesny, ale teraz przegrywający masowo z MP3, a wśród koneserów z winylem. Wasze ostatnie albumy trwają 42-43 minuty, może więc warto  pomyśleć o wydaniu ich na czarnych krążkach, tym bardziej, że w przypadku innych zespołów nakład kilkuset egzemplarzy sprzedaje się bez trudu?

Myślimy o wydaniu winyli… jednak teraz chcemy skupić się na tym co mamy w garści, czyli promocji CD i koncertach.
Może pomyślicie też o wznowieniu „Pierwszego ataku” i „Samego życia”, bo jednak kaseta nie jest zbyt trwałym nośnikiem? Za rok jubileusz 25-lecia wydania debiutu, lepszej okazji chyba nie będzie?

Te wydawnictwa istnieją wyłącznie w wersji kasetowej i jakość, szumy itp. nie nadają się do wydania na krążku CD… Postaram się skontaktować w ówczesnym wydawcą i jeśli zachowały się tzw. ”taśmy matki” sprawa będzie prosta...

W roku bieżącym mamy zaś 30-lecie Vincent, ale zarówno „Infinity”, jak i wasze koncerty dobitnie udowadniają, że na emeryturę jeszcze się nie wybieracie?

Emerytura nam nie grozi... (śmiech)… 30 lecie Vincent przypada dokładnie w 2017 roku. Mam nadzieję, że będzie to czas kiedy Vincent udowodni swoją świetną kondycję koncertową.

Tymczasem dziękujemy HMP za zainteresowanie i wsparcie… to dla nas naprawdę ważne!

Wojciech Chamryk

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

4990368
DzisiajDzisiaj1407
WczorajWczoraj3581
Ten tydzieńTen tydzień13002
Ten miesiącTen miesiąc73201
WszystkieWszystkie4990368
3.235.76.155