Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Poczucie świętej grozy” (Hate)

Nie codziennie wydaje się dziesiąty album. Więcej! Dość rzadko ów album okazuje się prawdopodobnie najlepszym dokonaniem zespołu. Pod pretekstem rozmowy o najnowszym albumie Hate tajemniczo zatytułowanym Tremendum porozmawiałem z Adamem ATF Sinnerem Buszko. Podczas tego wywiadu dowiecie się o przyszłości zespołu, mitologii Słowian, a także co nieco o ornitologii.

 hate logo new

HMP: Mamy maj, czyli okres maturalny, jak wspominasz swoją maturę?

Adam ATF Sinner Buszko: (Śmiech) Czy ja go w ogóle wspominam to wydarzenie?  Jeśli mam się skoncentrować i przypomnieć jak to było, hmm stresująco, wydaje mi się. Stresująco, ale skutecznie. W końcu była radość.

Aktualnie jesteście w trakcie prób przed trasą. Jak one idą? Stres czy raczej traktujecie to jako kolejną płytę i trasę?

To na pewno nie jest rutyna. Wydanie płyty to jakby ukoronowanie naszej pracy ostatnich dwóch lat, więc jest to ważny moment. Próby odbywają się teraz codziennie i czuję, że jesteśmy już prawie gotowi. Atmosfera przed trasą to jest mieszanka dwóch rzeczy: stresu i ekscytacji. Stresu, bo jest zawsze dużo do załatwienia, i ekscytacji, bo w końcu będziemy prezentować materiał z Tremendum na żywo. Co najmniej pięć utworów z nowej płyty znajdzie się na setliście. Po dwóch latach ciężkiej orki, zrobiliśmy to. Wydawcą płyty jest austriacka wytwórnia Napalm Records.

Czym jest Tremendum?

Tremendum to termin zapożyczony od niemieckiego religioznawcy i filozofa z XIX wieku Rudolfa Otto i oznacza strach przed absolutem, poczucie świętej grozy. To jakby suma czterech składowych: Grozy, Majestatu, Mocy i Tajemnicy. Te składowe określają stosunek człowieka do absolutu, przy czym Otto nie formułował absolutu jako boga, a jako energię w której mieści się element dobra i zła. Mnie skojarzyło się to z tym, jak postrzegano świętość w archaicznych przekazach słowiańskich. Archaiczne pojęcie świętości mieści w sobie oba te pierwiastki jednocześnie. Stoi to w sprzeczności z religiami monoteistycznymi, takimi jak chrześcijaństwo czy judaizm. Według tej koncepcji, święty wcale nie oznacza dobry, tylko dobry i zły jednocześnie. Jeden element nie może istnieć bez drugiego.

Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy rok, temu zapowiadałeś, że nowy album Hate będzie nowym otwarciem w karierze zespołu. Tymczasem jest to album osadzony w dość dobrze znanym stylu, który obraliście już kilka albumów temu. Jedyne co go wyróżnia to, to że jest o wiele mroczniejszy. Czuć w nim ten majestat i grozę.

Wszystko zależy od punktu widzenia. My nigdy nie nagrywamy tej samej płyty. Zawsze staramy się odświeżyć formułę, znaleźć nowe brzmienie i formy wyrazu. Tym razem zmieniliśmy także studio i producenta, a ślady perkusji i gitar nie były poddane prawie żadnej edycji. Chcieliśmy, żeby materiał brzmiał tak jak go gramy na żywo, bez ulepszeń. Tremendum brzmi inaczej niż nasze poprzednie albumy, które powstawały głównie w studiu Hertz. Ale masz rację, że jest wiele analogii do naszych wcześniejszych dokonań.

Pojawiły się już pierwsze recenzje waszego nowego albumu. Dla mnie osobiście jest to bardzo dobry. Czytasz może opinie pojawiające się na jego temat?

Czytam je z uwagą. Te krytyczne też. Trzeba pamiętać, że każda recenzja to jest opinia jednego człowieka. Każda opinia po przesłuchaniu płyty jest dla mnie w jakiś sposób ciekawa. Daje mi nową perspektywę, uczy mnie czegoś. I to te krytyczne recenzje są większą inspiracją, niż te gdzie nas chwalą. Pochwały zakładam, że są szczere i wynikają z dobrego wrażenia, ale krytyka też jest potrzebna, dlatego czytam recenzje. 

Album pojawił się w piątek, ale wcześniej uruchomiliście preordery nowego albumu. Jak do tej pory sprzedaje się nowa płyta?

Przybliżone podsumowanie dostaniemy za jakieś dwa miesiące. Prawdę mówiąc, nie śledzę tego, ale jestem pewien, że podstawowy nakład, który trafił na rynek za pośrednictwem Napalm, dotrze do ludzi dość szybko.

Kto brał udział przy nagrywaniu tego albumu, a kto bierze udział w koncertach?

W trasie bierze udział ten sam skład, który był w studiu. Ten sam skład jest także na zdjęciach promujących płytę. Ja i Pavulon (perkusista) jesteśmy trzonem Hate; my stworzyliśmy ten materiał i najmocniej utożsamiamy się z ideą zespołu i z tym, czym on jest. Pozostali muzycy, (Domin /gitara i Apeiron / bass), nie są formalnie członkami zespołu. Są z nami jakby stowarzyszeni i współpracują blisko zarówno w studiu jak i na scenie. Taka forma odpowiada nam najbardziej w tym momencie. Oddaje stan faktyczny i nie sądzę, żeby miało się to zmienić w najbliższym czasie.

Z oryginalnego składu Hate pozostałeś tylko Ty. Czym dla Ciebie jest bycie liderem?

Bycie liderem to jest odpowiedzialność i kawał roboty do wykonania. Jest to bardziej obowiązek niż status. Czuje, że muszę wymagać od siebie więcej niż od innych. Jest to też możliwość kreślenia kierunku artystycznego. Zespół to jest narzędzie energetyczne, to taka tuba, za pomocą której porozumiewasz się ze światem i to jest największa korzyść z bycia w zespole i wpływania na jego oblicze.

Jak doszło do tego, że na nowym albumie solówki zagrał Dean Arnold z Vital Remains?

Poznaliśmy się z Deanem podczas europejskiej trasy w zeszłym roku z Vital Remains i Belphegor. Wtedy był tam jeszcze gitarzystą sesyjnym. Okazało się, że mamy podobne gusta muzyczne i podobne podejście do pewnych spraw. Jest on również dużym fanem Hate i śledzi od lat nasze dokonania. Prawdę mówiąc, nie było żadnego planu współpracy. To wynikło spontanicznie w rozmowach, już po trasie. W pewnym momencie Dean stwierdził, że byłby to dla niego wielki honor wystąpić na naszej nowej płycie. Pomyślałem, że warto dać temu szansę. Była to bardzo dobra współpraca. Pod względem muzycznym rozumieliśmy się praktycznie bez słów.

Jak Pavulon odnalazł się w stylistyce Hate? Wcześniej grał raczej z death metalowymi zespołami. Jego partie na płycie wypadają znakomicie, czasem mam wrażenie, że nagrała je maszyna.

Kiedy dołączył do zespołu pod koniec 2014 roku, akurat zbliżała się sesja nagraniowa „Crusade:Zero”. Spora część materiału była już gotowa. Nie znaliśmy się jeszcze tak dobrze i wszystko działo się bardzo szybko. Teraz czuję, że tworzymy rdzeń zespołu. Paweł świetnie odnajduje się w nowych numerach, dlatego na tej płycie mogliśmy zrobić wszystko lepiej niż na „Crusade”. Znaleźliśmy jakby nowe brzmienie dla zespołu i całkiem nowy sznyt. 

Jak wyglądały prace nad albumem? Ile zajęło wam komponowanie? Piszesz na trasie czy raczej w domu?

Na trasie nie jest to możliwe. Granie koncertów jest za bardzo absorbujące. Ten album powstał głównie w naszej sali prób. Postanowiliśmy, że będziemy go robić wyłącznie na próbach, bez użycia komputera. Przez kilka miesięcy nagrywaliśmy różne pomysły i aranżacje. Chcieliśmy przenieść tę energię na płytę, stąd decyzja o zmianie studia. Nagraliśmy perkusję w Custom 34 w Gdańsku, a resztę w Sound Division w Warszawie. Zmienił się również producent płyty, tym razem za konsoletą zasiadł Arek Malta Malczewski.

Miałem okazję słyszeć dwa numery na żywo rok temu „Into Burning Gehenna” oraz „Hearts of Steel”. Wydaje mi się, że od tego czasu do pojawienia się na płytę przeszły metamorfozy. Mam rację?

To, co słyszałeś wtedy na koncercie, to były wstępne formy tych utworów. Graliśmy je wtedy na niektórych koncertach bez zapowiedzi. Od tego czasu te utwory zmieniały się w szczegółach. Dopóki nie nagrywamy płyty w ostatecznym kształcie, zmieniamy wiele rzeczy na bieżąco. Utwory przed nagraniem to jakby żywy organizm. Tak było również w przypadku poprzednich płyt.

Oraz czemu „Hearts of Steel” nie znalazł się w wersji podstawowej albumu?

Uznaliśmy, że ten numer stylistycznie odbiega od reszty. Ja go słyszę jako bardziej heavy, z dość melodyjną nutą; chodzi mi o partie solowe. Odbiega on atmosferą i stylem od reszty utworów na płycie, które są poważniejsze. Zdecydowaliśmy, że będzie to bonus. Mimo wszystko bardzo dobrze zamyka całą opowieść.

W warstwie lirycznej skupiasz się na filozofii, śmierci oraz pradawnych wierzeniach. Skąd u Ciebie takie inspiracje. Co jest inspiracją do tworzenia tekstów dla Ciebie?

Tematem, który leży u podstaw większości tekstów na „Tremendum”, są wierzenia i filozofie staro słowiańskie. To jest temat mało znany, ale mega inspirujący. Każdy słyszał o mitologii greckiej i rzymskiej, ale rzadko kto słyszał o mitologii słowiańskiej, która jest niesamowita. Obfituje w ciekawe koncepcje, które można odnieść także do współczesności. W ogóle całe dziedzictwo słowiańszczyzny i czasy zanim chrześcijaństwo pojawiło się na naszej ziemi, są ważne i warte poznania. Jest to temat zadziwiająco mało znany w Polsce. W ciągu ostatniej dekady odkryto wiele i wydano kilka ciekawych pozycji, które otwierają oczy na dotychczas nieznane fakty.

W utworze „Walk Through Fire” po raz pierwszy pojawiają się wersy po polsku. Skąd ten pomysł? Myślałeś kiedyś o nagraniu całego albumu po polsku?

Przed tym albumem nigdy się nad tym nie zastanawiałem; teraz zacząłem brać to pod uwagę.  Wcześniej miałem z tym problem, wydawało mi się, że polski byłby trudny do ogarnięcia z moim wokalem, z moją barwą. Ale teraz myślę, że płyta po polsku mogłaby brzmieć interesująco. Nagrywając „Walk Through Fire”, uznaliśmy, że pod koniec utworu, który zamyka ten album, wersy po polsku dodadzą dramatyzmu i będą jakby podsumowaniem całości.

Kto jest autorem okładki i czemu ptak jest odwrócony?

Autorem okładki jest Daniel Rusiłowicz, Współpracuję z nim od lat. Prywatnie jest moim dobrym kolegą, a nasza współpraca rozpoczęła się w 2010 roku przy okazji płyty „Erebos”. Na okładce znajduje się lelek. Jest to nieduży drapieżny ptak, który poluje nocą. Występuje głównie w północnej Polsce. W słowiańszczyźnie te ptaki otoczone były kultem. Nazywano je posłańcami śmierci, ponieważ wierzono, że przenoszą dusze do tego świata i zabierają je po śmierci. Wybraliśmy lelka, dlatego że jest mocno kojarzony ze słowiańszczyzną i ma swój głęboki, symboliczny wymiar. Ptak nie jest odwrócony; to jego naturalna pozycja ataku w locie. Widać to na różnych zdjęciach i rycinach.

Ostatnio pojawił się teledysk do jednego z utworów. Jest to najbardziej rozbudowany klip w waszej karierze. Jak przebiegały nagrania, kto za nie odpowiadał i o czym on opowiada?

Nagraliśmy ten teledysk we współpracy z domem produkcyjnym 9 Liter. To nie są ludzie kojarzeni z metalem, co jeszcze bardziej zachęciło nas do współpracy z nimi. Chcieliśmy, aby autorem clipu był ktoś ze świeżym spojrzeniem. Jednocześnie chcieliśmy zrealizować scenariusz oparty na archaicznym rytuale Ścięcia Kani. Szukaliśmy ludzi, którzy nakręciliby to bez kompromisu i bez zmian w wątku fabularnym. „Ścięcie Kani” był to obrzęd praktykowany dawno temu w niemal całej słowiańszczyźnie. Ówcześni ludzie utożsamiali kanię ze złem. W ten sposób raz w roku odcinano głowę i polewano się krwią tego ptaka. To był obrzęd oczyszczenia. Jednocześnie podczas niego dochodziło do kontaktu szamana ze światem bogów. Był to punkt wyjścia dla naszego obrazu. Chcieliśmy pokazać zderzenie człowieka z absolutem. Wyczerpującą i niszczącą konfrontację. W klipie główna postać popełnia w końcu samobójstwo. Wszystkie szczegóły w tym clipie mają swoje znaczenie, a także odniesienie do tekstu „Numinosum”. Wybranie tego utworu nie było przypadkowe, od początku typowaliśmy go na teledysk ze względu na jego atmosferę i tekst.

hate symbole b

Mógłbyś zdradzić znaczenie symboliki, jaka pojawia się na okładkach. Chodzi mi, co oznacza Omega oraz Trójzębny krzyż?

Omega oznacza energię świata, jest to symbol bardzo pojemny. Występuje w bardzo wielu dziedzinach nauki, ale także w systemach okultystycznych. Jest to właściwie symbol bardzo ważny w okultyzmie. Jest związany z entropią, czyli w uproszczeniu, dążeniem świata do rozpadu. Oznacza koniec, rozpad, zagładę, samozniszczenie, które jest wryte w architekturę tego świata. Możesz to odnieść także do rodzaju ludzkiego, spojrzeć na wątki autodestrukcyjne w zachowaniach zarówno poszczególnych ludzi, jak i całych cywilizacji. Kolejnym odniesieniem jest kosmos, galaktyki, które oddalają się od siebie, a końcem tego procesu jest całkowite wyziębienie. Trójząb to gnostyczny symbol, którego korzenie sięgają antyku. Symbolizował główne bóstwa w różnych kulturach pogańskich. W tradycji hinduskiej  łączy się go z Shivą, mężem bogini Kali. Włócznia z trójzębem do dziś używana jest w Indiach do upokarzania, a nawet zabijania chrześcijan. Odwrócony krzyż jest ze mną od początku, od kiedy istnieje Hate. Oznacza zawsze to samo - awersje i nienawiść do religii, zwłaszcza chrześcijańskiej.

Zgodzisz się z tezą, że sztuka to ryzyko? Czym dla Ciebie osobiście jest sztuka?

To zależy jaka sztuka. Jest sztuka użytkowa, komercyjna, sakralna itd. Jest też sztuka, którą można nazwać sztuką niepokornych – i ta wiąże z ryzykowaniem, z eksploracją i z przekraczaniem granic. Jej celem jest najczęściej pokazanie tego, co już było tylko w inny, intrygujący, lub nawet szokujący sposób. Wpłynięcie na odbiorcę, zmuszenie do myślenia.  Może to być nowa interpretacja czegoś, i najczęściej tym jest. Potrzeba sztuki jest pierwszą potrzebą człowieka myślącego. Widać to w jaskiniach w Lascaux, w której malowidła datuje się na15000 tys lat p.n.e.

W maju rozmawialiśmy na temat DVD. Pojawiły się już jakieś szczegóły takiego wydawnictwa?

Temat jest cały czas aktualny i myślimy o tym. Musiało się to jednak odwlec w czasie ze względu na nową płytę i konieczność jej ukończenia. Teraz kiedy mamy już płytę, musimy sobie dać parę miesięcy. Chcemy, żeby nowy materiał dojrzał na koncertach. Kiedy będziemy mięli solidnie ograny ten nowy set, wtedy zarejestrujemy go. Nie chcę robić tego z terminarzem;  chcę, żeby to było naturalne.

Z Hate objechałeś praktycznie cały świat. W jakich krajach gra się najlepiej a w jakich najgorzej?

Nie ma takiego podziału. Zwolennicy takiej muzyki pod każdą szerokością geograficzną mają ze sobą zawsze coś wspólnego, mają podobną wrażliwość. Można jednak zauważyć pewne cechy narodowe. Niemcy są z reguły mało wylewni. Anglicy są jeszcze bardziej zdystansowani i jakby grymaśni. Z drugiej strony  mamy Meksyk i Brazylię, gdzie graliśmy najbardziej dzikie koncerty z publiką, która była nieokiełznana. W Rosji jesteśmy zawsze przyjmowani niezwykle ciepło. Podobnie bywało w Ameryce, szczególnie w Kanadzie. Metal grany na żywo opiera się wszędzie na podobnych emocjach i ma jeden cel - uwolnienie energii. Zależy to tylko od atmosfery i specyficznej relacji między nami a publiką w danym miejscu.

Niedługo ruszacie na trasę między innymi z Absu. Czego oczekujecie po tych koncertach? Jak wygląda dobór setlisty na tę trasę?

Będziemy koncentrować się na utworach z „Tremendum”. Jak już wspomniałem, aż pięć numerów z nowej płyty znajdzie się na setliście. Będzie kilka utworów z „Erebosa” i coś z „Crusade”. Po tej trasie oczekuje pewnego otrzaskania się z tymi utworami, żeby nabrały koncertowej mocy. Jestem pewien, że po tej trasie będziemy grali je już inaczej. Myślę, że będą to bardzo energetyczne koncerty. Przykładamy teraz ogromną wagę do tego. Będzie też inna scenografia, inny anturaż i pewne elementy na scenie, których wcześniej nie było.

Jakie dalsze plany promocyjne? Może jakaś trasa po Polsce?

Trasa po Polsce mogłaby się odbyć na jesieni. Zrobimy przynajmniej kilka koncertów. W planach mamy także krótką trasa w Grecji, następnie kilka festiwali. W październiku szykuje się objazdowy festiwal po Rosji z Mardukiem i Destruction w roli headlinera. W listopadzie mamy zaplanowaną trasę w USA jako bezpośredni support przed Onslought. Musimy jednak uzyskać wizy pracownicze, a to jest długi i kosztowny proces. Mam nadzieję, że się uda.

Jak wspominasz początki zespołu, pierwsze próby koncerty? Pamiętasz pierwszy koncert Hate?

Pamiętam. Odbył się on na zewnątrz domu kultury Świt na warszawskim Bródnie. Był to już pierwotny skład Hate, ale występowaliśmy jeszcze wtedy pod nazwą Infected. To było wiosną 1989 roku. Sam koncert pamiętam jako bardzo niedoskonały, ale energia była jak najbardziej prawdziwa. Pamiętam też, że podczas naszego występu zaczął się palić system nagłośnieniowy i musieliśmy w końcu przerwać. (śmiech).

Zadało się przez te wszystkie lata, że ktoś podchodził do Ciebie i pokazywał tatuaże związane z zespołem, jak odnosisz się do tatuowania sobie motywów związanych z zespołami?

Tak, to się zdarza dość często. Podczas ostatniej trasy kilka osób pokazało mi swoje tatuaże z Omegą. W takich sytuacjach widzisz, że to co robisz znaczy wiele dla niektórych ludzi. W takich chwilach czuje dumę i daje mi to jeszcze więcej motywacji.

W tym roku powróciła Metalmania, jakie masz wspomnienia z tym festiwalem i jakie są twoje odczucia do takich powracających imprez?

Jeździłem na Metalmanię będąc nastolatkiem i przez wiele lat nie przegapiłem ani jednej. Pamiętam doskonale te koncerty począwszy od 87 roku. W tamtych czasach to był festiwal z niesamowitą atmosferą. Pamiętam, że zawsze człowiek zapowiadający zespoły witał publiczność słowami ,,witajcie w świątyni metalu”. To było wyjątkowe w tamtych czasach, kiedy metal był niesamowitą subkulturą, Niby powszechną, a jednak dość elitarną. Trzeba było włożyć wiele wysiłku. Dostęp do nagrań był ograniczony. Wtedy każdy wyjazd na koncert wiązał się z ryzykiem, bo awantury i rywalizacja między różnymi grupami często kończyły się mordobiciem. Już sama akceptacja przez środowisko nie była oczywista. Trzeba było znać się na muzyce i na wszystkim co było z nią związane. Inaczej nie mogłeś być członkiem grupy czy załogi, jak to się wtedy mówiło. Wyobraź sobie, że w latach 80-tych dostałem oryginalną amerykańską kasetę Slayera z napisem „Regin in Blood”. Byłem jedyną osobą w okolicy z takim skarbem. Siedzieliśmy i słuchaliśmy jej do zdarcia, ucząc się tekstów na pamięć. To był prawdziwy kult… Trudno to w ogóle opisać. Dobrze, że Metalmania wraca, ale zdaje sobie sprawę, że nie będzie już tym, czym była kiedyś.

Miesiąc temu minęła kolejna rocznica od śmierci Mortifera. Jak wspominasz współpracę z tym muzykiem?

To był świetny skład, energetyczny fenomen. Jak o tym myślę, to czuje pewną nostalgię. Ten fenomen wraz z odejściem Sławka w jakiś sposób się skończył. Wystarczyło odjąć ten jeden element i mieliśmy do czynienia z czymś innym. Tamten skład zespołu z czasem się rozpadł. W 2015 zaczęliśmy budować zespół w oparciu o mnie i Pavulona, Mam wrażenie, że w końcu powoli osiągamy podobny efekt jak wtedy. Wciąż jednak wspominam lata 2009, a właściwie już nawet 2007 do 2013. To były niesamowite trasy, koncerty. Byliśmy w natarciu, a Sławek był jednym z motorów napędzających ten zespół na scenie.

Skoro jesteście porównywani do innego polskiego zespołu z Gdańska, to czy nie myślałeś, żeby tak jak ich lider też Adam zapuścić stylowy wąsik i  zacząć grać bluesa/country w jakimś duecie? (śmiech)

(Śmiech)  Nie. To nie dla mnie. Wydaje mi się, że to dość kuriozalny pomysł. Nie mam takich planów.

Dzięki za wywiad i powodzenia. Do zobaczenia na koncertach.

Dzięki i na razie. 

hate ok b

 Kacper Hawryluk

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4990825
DzisiajDzisiaj1864
WczorajWczoraj3581
Ten tydzieńTen tydzień13459
Ten miesiącTen miesiąc73658
WszystkieWszystkie4990825
54.152.216.170