Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

"Nie tylko wirtuozeria” (Jarocy)

Jarocy to na naszej scenie zespół nowy, ale tworzą go doświadczeni muzycy, z liderem-wirtuozem Jarosławem Nyckowskim na czele. Jak podkreśla, zależało mu na stworzeniu pełnoprawnego zespołu i nagraniu płyty ów stan rzeczy odzwierciedlającej. Ten cel udało się osiągnąć, a efektem jest album „Divided”, łączący nowoczesny metal z melodyjnym metalem śmierci:

   
HMP: „Divided” to debiutancki album twego nowego zespołu Jarocy. Uznałeś, że warto jakoś dobitniej zaakcentować ten kolejny etap swej działalności?

Jarosław Nyckowski: Zaakcentować na pewno – poprzez odpowiednią promocję, koncerty, wszystkie te materiały wideo, dostępne nuty/tabulatury i wiele więcej!

Nazwa twojej grupy nie jest typowo metalowa i może budzić różne skojarzenia – jak dostałem linka do tego materiału to pierwsze było Jaromi? Ten bluesman? Dopiero później zauważyłem różnicę w pisowni, a odpalenie muzyki rozwiało wszelkie wątpliwości. Nie chciałeś ograniczać się jakąś stereotypową nazwą, to równie istotny element tej układanki?

Nazwa pochodzi od mojego imienia i angielskiego słowa legacy, więc docelowo jest czytana z angielska. Po polsku brzmi trochę jak Pankracy, a nie o to chodziło (śmiech) Muszę jednak powiedzieć, że nazwa sama w sobie nie ma dla mnie większego znaczenia, póki jej go nie nadamy ciężką pracą. Moglibyśmy się nazywać dowolnie inaczej, nawet kompletnie głupio. Spójrz na firmę Apple. Światowy potentat nazywa się „jabłko” – no stary, proszę cię! I co? Nikomu to nie przeszkadza. Ważne, żeby się nazwy trzymać, jeśli się już na nią zdecydowaliśmy.  
Wygląda na to, że nie wystarczało ci prowadzenie gitarowego kanału na YouTube, komponowanie do szuflady czy udział w konkursach, stąd powrót do idei zespołowego grania?

Ależ nigdy mi nie wystarczało. Zawsze numerem jeden było robienie własnej muzy – czego dowody masz w dziale dyskografia na mojej stronie www.jaroslawnyckowski.pl. To właściwie moja piąta płyta z autorską muzą. Konkursy gitarowe to tylko dodatek. Prowadzenie kanału jest elementem mojej pracy od tej drugiej strony – edukacyjnej. Uczę odkąd mam 15 lat, a zacząłem za namową kolegów. Ponoć trafiało do nich to, co mówię i pokazuję. Od 2013 roku robię to na szeroką skalę, a w roku ubiegłym wyszedł mój pierwszy film w języku angielskim. Ekspansja trwa!

Od razu wiedziałeś, że to będzie regularny zespół z pełnym składem, żaden projekt typu wirtuoz Jarosław Nyckowski plus wynajęci sidemani, czy sekcja odtwarzana z samplera?

Przede wszystkim dzięki za takie określenie. 15 lat temu dałbym się pociąć, żeby ktoś mnie w przyszłości tak nazwał, ale dziś – cały czas widzę, jak dużo się jeszcze muszę nauczyć. Ta droga nigdy się nie kończy. Wiesz co, ja jestem jednak zdecydowanym przeciwnikiem tak zwanego wyrobnictwa w przypadku autorskiej muzy. Typu dostajesz kasę i to jest główny motor napędowy, robisz coś na szybko, jako zlecenie bez odpowiedniego zaangażowania. No i masz na głowie jeszcze 15 następnych zleceń. Sztuka nie lubi przesadnego pośpiechu.

To nie pierwszy zespół w którym grasz, ale chyba zdecydowanie pierwszy pod tym względem, że jesteś jego założycielem i absolutnym liderem, odpowiadając za wszystko od początku do końca?

Miałem projekty, w których pod wieloma względami grałem pierwsze skrzypce, natomiast fakt – tutaj jest totalnie bezkompromisowo. I wbrew pozorom – to działa! Jest myśl przewodnia, jest jakiś kierunek tego wszystkiego, ale też ogromna odpowiedzialność i tematy organizacyjno-finansowe. No cóż liderowanie ma swoje plusy i minusy. Z doświadczenia natomiast wiem, że mało kto jest się w stanie tak poświęcić jak ja. 

Sekcję Łukasz Usydus i Łukasz Tomczak zwerbowałeś chyba dość szybko, bo przecież znaliście się już wcześniej, ale większy problem był ponoć z wokalistą, którego szukaliście dość długo?

Grzesiek pojawił się na castingu na wokalistę i świetnie się wpasował. Przespałem się z tematem i już po kilku dniach podjąłem decyzję, że go w tym projekcie widzę. Cieszę się, bo okazało się, że jest pracowitym, konkretnym i uzdolnionym człowiekiem. Bez tych dwóch pierwszych cech nawet najlepszy muzyk jest mało wart…
Doszło wręcz do tego, że warstwa instrumentalna „Divided” była już praktycznie w całości nagrana, a wciąż nie mieliście frontmana, tak więc sytuacja była patowa, póki nie pojawił się Grzegorz Kosowski?

Mój cel był jasny i zdecydowałem, że go osiągnę, choćby nie wiem co. Nie czekałem na idealne warunki, które nigdy nie nadchodzą. Po prostu dzialiśmy i nagrywaliśmy – a że trafił się Grzesiek, jak już wspominałem, jestem bardzo szczęśliwy. Na pewno pomogła moja działalność na YouTube – trochę osób zobaczyło ogłoszenie o castingu.

Jego dziełem są nie tylko partie wokalne, ale też większość tekstów, tak więc w końcu znaleźliście właściwego człowieka?

Jak najbardziej. Dodatkowo Grzesiek dobrze ogarnia angielski, więc nie musiałem nic poprawiać. Co za ulga (śmiech). No i jeszcze tematyka – dałem mu totalnie wolną rękę, zrobił co chciał – co więcej, wszystko tu pasuje!
Co ciekawe nie jesteś  na „Divided” wyłącznym autorem muzyki, bo dwa utwory popełnił Łukasz Tomczak i ponoć pochodzą one jeszcze z czasów, kiedy graliście razem w The Nameless?

Tak, wygrzebałem jego nuty/taby w programie Guitar Pro, stwierdziłem, że są super, a on nie chciał ich używać w swoich projektach i zgodził się zasilić płytę „Divided”. To nie tak, że mi się skończyły pomysły – po prostu lubię, jak inni też wnoszą coś od siebie. Zaaranżowaliśmy je wspólnie od nowa. Przyznam, że jak Grzesiek dograł wokal do utworu „Order We’ll Be Fighting For”, to ten numer stał się jednym z moich ulubionych, a wcześniej myśleliśmy, że to trochę taki „ulep”.

Pracowaliście z Szymonem Grodzkim w bydgoskim Invent-Sound. Nagrania trwały aż siedem miesięcy, ale nie siedzieliście non-stop w studiu, sam miks i mastering też pewnie trochę potrwały?

Szymon to świetny fachowiec, ale i ekstremalnie zajęty człowiek – milion projektów na raz. Czasem się nawet wkurzałem, że dawał takie długie terminy, ale rozumiem sytuację. Byłem w stanie to przełknąć, bo po pierwsze wiedziałem jakiego efektu mogę się u niego spodziewać, a po drugie po prostu prywatnie się lubimy – w studio panowała znakomita atmosfera, była ostra praca, były żarty, była kreatywność i pasja. Z takimi ludźmi jak Szymon aż chce się pracować.

Nowoczesny metal/melodyjny death – tak określiłbym zawartość tej płyty. Co istotne zadbałeś też o to, żeby nie była to wyłącznie płyta gitarowego wirtuoza, lecz spójny stylistycznie materiał, gdzie solówka musi w 100 % pasować do struktury danego utworu i należycie go dopełniać, bądź wzbogacać?

Ja nie chcę trzaskać płyt typu solówka gitary przez pięć minut i tak każdy numer, chociaż pewnie mógłbym. Kompozycja musi mieć smak, a solo gitarowe to dla mnie dodatek – wisienka na torcie. Tak czuję, myślę też, że widzów mojego kanału e-gitarzystaTV taka forma zadowoliła. Świetnie, że odbierasz materiał jako spójny stylistycznie – to dla mnie bardzo ważne!

Jest też gość specjalny, bo solo w „The War Is Coming” gra Pellumb Qerimi, stosunkowo jeszcze mało znany, ale perspektywiczny gitarzysta z Macedonii. Jak doszło do waszej współpracy?

Pellumb był w TOP5 w konkursie Kiesel Solo Contest w 2016 roku. Ja też brałem udział (bit.ly/2HgziBy) i go wypatrzyłem – zniszczył system. Jego gra bardzo mi się spodobała, więc po prostu się odezwałem do niego. On uznał, że ten album to poziom światowy i się zgodził. 

Uznałeś, że nie ma tu co uderzać do gitarowych gwiazd z kraju czy zza granicy, lepiej mieć na płycie kogoś, kto już za kilka lat może dorównać sławą tym największym?

Złożyłem wcześniej jeszcze kilka propozycji, były bardzo zaawansowane rozmowy z Rusty Cooley’em i kilkoma nazwiskami z Polski, ale padło w końcu na Pellumba.

Udostępniliście całą płytę za darmo na YT, ale to nie wszystko, bo każdy z 10 utworów zyskał filmową ilustrację. Są więc dwa typowe klipy z fabułą, pozostałe utwory to tzw. playthroughs,  pokazujące zespół w czasie gry – wygrałeś w Lotto, czy też uznałeś, że ta muzyka wymaga odpowiedniej oprawy, niezależnie od kosztów?

Dużo rzeczy udało mi się naprawdę skutecznie dogadać. Poza tym playthoughs nagrywałem osobiście swoim sprzętem, pamiętaj, że mam kanał na YouTube. Montował to wszystko Łukasz Klat, który też kręcił te pełnometrażowe klipy. Faktycznie kosztów wyszło sporo, ale miało być bez kompromisów. Zresztą w innych warunkach dokładnie to samo mogłoby kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych. Nie kosztowało, bo dużo świetnych ludzi uwierzyło w projekt i bardzo pomogli. No i ja się przepracowywałem do granic możliwości, przypłacając to trochę zdrowiem. Teraz już jest dobrze, a ja jestem szczęśliwy i dumny!

Dlatego zdjęcia zrealizowaliście w XIX wiecznym pałacyku Malina, żadnej opuszczonej fali fabrycznej czy innym, równie „klimatycznym” miejscu?

Po pierwsze ile można robić to samo, identycznie jak każdy metalowy klip. Tu jest coś innego, klimat moim zdaniem zdecydowanie jest. Nawet BMW X5 zagrało (śmiech). Sam Pałac Malina to świetne i niezwykle piękne miejsce!

Tak czy siak, jakoś nie mogę sobie wyobrazić waszego koncertu w tym miejscu (śmiech)... Jazz, poezja śpiewana, pop - owszem, ale metal niezbyt tam pasuje?

Koncertu raczej tam nie zagramy, spokojnie (śmiech).

Płytę można kupić na twojej stronie, ale to nie wszystko, bo jest też dostępna w pakiecie z kompletem tabulatur, nie tylko gitarowych, a to chyba niezbyt częste zjawisko?

Zdecydowanie! W dodatku nuty pisane przez nas samych! Wiesz, połączyłem tu poniekąd moją działalność edukacyjną. Jak widać, po wydaniu pięciu kursów gitarowych znalazły się osoby tym zainteresowane. Poza tym – jako dzieciak skakałbym z radości, jakbym miał do dyspozycji 100% precyzyjne opracowania kawałków, które lubię.

Rzadko też zdarza się, żeby sami artyści opracowywali takie taby; tym większa to ciekawostka nie tylko dla twoich fanów, ale i wszystkich uczących się grać, tym bardziej, że są też dostępne również  surowe ślady do samodzielnego miksu?

Dokładnie, to nie jest powszechne zjawisko, natomiast na pewno ciekawe. W tych kawałkach jest się czego uczyć. Polecam wszystkim miłośników ciężkiego grania, ale nie tylko. Wiele zabiegów aranżacyjnych i akordów jest znacznie bardziej zaawansowana, niż w typowym metalowym kawałku. 

Odzew na tę ofertę potwierdza już, że była potrzebna i zainteresowała jakąś liczbę użytkowników?

Nie są to jakieś niebotyczne liczby, ale tak – znaleźli się chętni. Głównie widzowie mojego kanału e-gitarzystaTV.
Skoro tworzycie regularny zespół, to pewnie zamierzacie też ruszyć w najbliższym okresie w Polskę z koncertami, żeby promować „Divided” również live, w konfrontacji z publicznością?

Oczywiście! Za dużo pracy zostało włożone, żeby odłożyć temat na półkę. Myślę, że jesień 2018 to będzie świetny czas na promocję materiału live.

Wojciech Chamryk

 

JAROCY - Divided (Official Video-Album Stream)

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4989346
DzisiajDzisiaj385
WczorajWczoraj3581
Ten tydzieńTen tydzień11980
Ten miesiącTen miesiąc72179
WszystkieWszystkie4989346
54.210.126.232