Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Sztuka musi prowokować” (Powerwolf)

Czas leci! Dopiero co Powerwolf debiutował i zaraz potem zachwycił heavy metalowy świat oryginalnym pomysłem na siebie w "Lupus Dei". Teraz wydał siódmy krążek, gra na wielu festiwalach jako gwiazda, a sama jego muzyka ewoluowała w teatralnym i żartobliwym kierunku. O dzisiejszym funkcjonowaniu Powerwolf rozmawiałam przez telefon z Mattem Greywolfem.

      

HMP: "Sacrament of Sin" to już Wasz siódmy album. Nie jest Ci trudno utrzymywać cały czas jeden konkretny, wypracowany styl? Z jednej strony trzeba być wiernym jednej stylistyce, z drugiej unikać powtórzeń.

Matthew Greywolf: Jest trudno. Przez lata wypracowaliśmy rzecz jasna swój styl, nie chcemy wszak tworzyć czegoś zupełnie innego ale uważam, że na „Sacrament of Sin” są nowe elementy. Są też takie, które brzmią jak typowy Powerwolf. Nie chcieliśmy eksperymentować, choć wiem, że sztuką jest wciąż rozwijać konkretny styl.

Tak, słychać nowe elementy jak choćby więcej orkiestralnych motywów. Płyta jest bardziej bombastyczna.

To prawda, choć pracowaliśmy już w przeszłości z orkiestracjami. Jest za nie odpowiedzialny Joost van den Broek, który pracował też już z Epicą czy Ayreonem. Dołączyliśmy też nowe motywy takie jak dudy czy hurdy-gurdy, zastosowaliśmy też wszelkiego rodzaju cytaty. Chodziło nam o to, żeby zastosować więcej orkiestracji, ale żeby ostatecznie nie brzmieć jak jakiś zespół symfoniczno-metalowy. Używamy orkiestracji, ale jedynie w formie wsparcia dla podstawy muzyki.

Wiem, że większość zespołów nie lubi porównań. Spróbuję jednak zapytać. Wiele nowych kawałków ma coś z Sabaton. To przypadek czy rzeczywiście ostatnio czerpiecie z nich inspirację?

Myślę, że nie jest to zupełnie przypadkowe bo dzielimy te same wzorce. Brzmimy nieco podobnie, bo te same zespoły miały na nas wpływ. Czasem spotykam się z pytaniem w którym porównuje się „Killers with the Cross” z Sabaton. Jest to o tyle zabawne, że akurat ten kawałek powstał pod wpływem Black Sabbath. Nagraliśmy nawet cover Black Sabbath „Headless Cross”, który umieściliśmy jako bonus na krążku „Blessed and Possessed”. I to ten kawałek miał główny wpływ na „Killers with the Cross”. Myślę, że podobnie było w przypadku Sabaton. To może się wiązać z tym, że pochodzimy z tej samej generacji zespołów metalowych. Ale są z pewnością podobieństwa w sposobie jak brzmimy, jak wyglądamy live. Ale nie chcę mówić, że to źle. Z jednej strony nie trzeba czerpać z tych samych wpływów, żeby brzmieć podobnie. Nie porównuje się przecież dwóch deathmetalowych kapel, tylko dlatego, że mają growlowe wokale.

Jak już mowa o porównaniach... Czy „Demons are a Gril’s Best Friend” to coś w rodzaju drugiej części do „Ressurecion by Errection”? Jak tylko usłyszałam ten kawałek miałam takie skojarzenie.

Nie było takiego zamiaru. Naturalnie „Sacrament of Sin” to nasz siódmy album, trudno więc wykluczyć naleciałości z poprzednich krążków. Z pewnością jednak podobieństwo jest w kobiecym motywie.

Znasz na pewno szwedzki Ghost.

Tak.

To moje kolejne skojarzenie jeśli chodzi o ten kawałek.

Nie widzę niczego wspólnego (śmiech). Lubię Ghost muzycznie. Jest to jednak raczej zespół rockowy, a Powerwolf jest zakorzeniony w metalu. Posiada oczywiście melodie, jednak brzmią one mocno.

Macie mimo to rockowy numer na nowej płycie. Moim zdaniem jest nim „Nighttime Rebel”, który brzmi jak hardrockowy kawałek lat 80.

To prawda i świadomie tak wybraliśmy! Tym razem korzystałem z różnych wzorców i chciałem wpleść inne elementy, jak choćby zwrotki bazujące na pianinie w „Nighttime Rebel”. Cały kawałek ma feeling hardrockowego kawałka lat 80. Mimo tego, że odświeżyliśmy tutaj styl, wciąż słychać, że kawałek brzmi jak typowy Powerwolf.

Jesteś też odpowiedzialny za okładkę i oprawę graficzną płyt. Co pierwsze przychodzi Ci do głowy, muzyka czy pomysł na grafikę? A może oba elementy pojawiają się jednocześnie?

Jednocześnie. Kiedy komponuję, obrazy po prostu pojawiają mi się przed oczami. Muszę jednak powiedzieć, że tym razem okładka nie jest mojego autorstwa. Obraz namalowała artystka ze Słowacji, Zsofia Dankova, która stworzyła wiele okładek, a do naszej płyty też ilustracje, które można zobaczyć w booklecie.

Nowa kładka kojarzy mi się nieco z późniejszym Iced Earth, ale to chyba przypadek?

Tak, zdecydowanie (śmiech)

Wasz styl jest czymś zupełnie oryginalnym. Pytałam jakiś czas Waszego klawiszowca, Falka Marię o to, czy planujecie może kiedyś wpleść nie tylko katolickie ale też prawosławne motywy. Dowiedziałam się, że raczej nie, ale teraz chciałabym zapytać Ciebie, bo to Ty komponujesz muzykę.

Jest to nieco trudne. Igranie z symboliką religijną jest trudną sprawą. Istotne jest to, żeby nie urazić żadnych religijnych uczuć. Jest to jednak możliwe tylko wtedy, kiedy zna się daną religię. Dlatego właśnie wybraliśmy katolicyzm, bo w nim wyrośliśmy, znamy go i wiemy jak się z nim obchodzić. Wiemy jaką symbolikę można zaczerpnąć i jakiej w ogóle nie używać. Z prawosławiem nie mam wiele do czynienia, nie wiedziałabym czy nie używam przypadkiem rzeczy, których nie powinienem.

A zdarzyło się to Wam? Ja rozumiem ideę Powerwolf ale podejrzewam, że możne znaleźć się ktoś, kto nie rozumie i czuje się obrażony.

Jak dotąd bardzo, bardzo rzadko lub wręcz wcale, ale jest to związane też z tym, że w wywiadach czy osobistych rozmowach zawsze wyrazie podkreślamy zarówno fanom jak i dziennikarzom, że nie jesteśmy zespołem religijnym i nie mamy żadnego religijnego przesłania. Poza tym, nie oceniamy żadnej religii. Śpiewamy o religii, rzecz jasna bawimy się religijną ikonografią. Jest to oczywiście nieco prowokacyjne, ale sztuka do pewnego stopnia powinna prowokować. Stanowczo jednak mówimy, że nie oceniamy żadnej religii i żadnej nie wartościujemy, nie chcemy też zranić żadnych uczuć religijnych. Często się nas pyta czy jesteśmy religijnym czy też antyreligijnym zespołem. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama. Ani nie jesteśmy zespołem religijnym, ani nie jesteśmy religii przeciwni. Religia i wiara są czymś bardzo prywatnym.

Znasz polski black-doomowy zespół Batushka?

Słyszałem tylko nazwę.

Wspominam o nim, bo oni czerpią z kościelnych motywów, ale właśnie prawosławnych.

Chętnie posłucham i zobaczę.

Prawie każda płyta Powerwolf posiada jakiś kawałek z ludowymi motywami. Mam na myśli takie kawałki jak "Catholic in the Morning, Satanist at Night", "All we Need is Blood" czy "Armata Strigoi", a na nowej płycie "Incense and Iron". Podejrzewałam kiedyś, że pochodzą one z Rumunii, ale w zasadzie nie jestem pewna.

Wydaje mi się, że nie pochodzą one od Attili. Wspomniany „Incense and Iron” to mój pomysł. Jest on muśnięty folklorem, to prawda, ale nie jestem ekspertem od muzyki ludowej. W zasadzie nie wiem skąd mógłby pochodzić ten motyw. Nie wiem z czym mógłbym ten wymyślony motyw powiązać. Myślę, że po prostu brzmi on dobrze. Rozmawiałem z rosyjskim kompozytorem o... chyba o „Armata Strigoi”. Mówiłem mu, że moim zdaniem brzmi jak coś rosyjskiego, a on się roześmiał mówiąc, że nie, to w ogóle nie jest w rosyjskim stylu (śmiech). Generalnie chodzi mi o to, że nie tyle używamy konkretnych motywów ludowych, co szukamy motywów, które dobrze brzmią i wprowadzają ciekawy klimat. W przypadku „Incense and Iron” melodie, które są wygrywane na dudach mają przywołać klimat celtycko-irlandzki. Nie chcemy być zresztą określani jako zespół typowo inspirujący się folkiem.

Wróćmy na koniec do dwóch pierwszych płyt. Są one nieco inne niż późniejsze... Nie mówię tylko o wolniejszej "Return in Bloodred" ale też o "Lupus Dei" na której pojawił się już "ten" styl Powerwolf, ale jeszcze z większą zawartością klasycznego metalu, a mniejszą żartu i teatralności, typowej dla Waszych późniejszych płyt. Co sprawiło, że Powerwolf wybrał inną drogę?

Na to pytanie trudno odpowiedzieć, bo zmiana wiąże się z naturalnym rozwojem. Jesteśmy zespołem, który nie wybiera drogi świadomie. Nie planujemy, że od teraz chcemy brzmieć bardziej teatralnie czy używać mniej tradycyjnego metalu. Pisanie kawałków związane jest raczej z intuicją, za którą po prostu podążamy. Muzyka jest często rezultatem tego, co każdy z nas wniesie. „Lupus Dei” była pierwszą płytą na której użyliśmy kościelnych organów. Wcześniej nie odgrywały one większej roli, byliśmy bardziej zakorzenieni w klasycznym heavy metalu. „Return in Bloodred” to krążek, który był silnie inspirowany Black Sabbath. Nie było jednak żadnej świadomej decyzji, nasza muzyka wciąż się rozwija. Dopóki nam się nowe wpływy podobają, podążamy za nimi.

A jest dla Ciebie też ważne to, czego oczekują fani?

To może zabrzmieć arogancko, ale nie (krótka pauza i śmiech). Jako artysta powinienem być wolny od wszelkich oczekiwań. W tym momencie w ogóle o tym nie myślę, wtedy mógłbym stracić kreatywność. Wówczas nie byłbym artystą. Oczywiście, zawsze kiedy płyta jest już gotowa, towarzyszą nam  emocje w momencie kiedy ma wyjść. Myślimy o tym, jak będzie odebrana. Nie myślę jednak o tym w chwili, w której piszę. Jednak to, co robimy w trakcie pisania, to pytamy sami siebie, jak dany kawałek będzie mógł brzmieć na żywo. To bardzo przekonujące pytanie. Muszę sobie po prostu wyobrazić kawałek, który chcę umieścić na płycie, tylko, że w wersji scenicznej. Wtedy również wyobrażam sobie czy publice podoba się to, co słyszą na scenie. Jeśli jest to świetny kawałek na scenę, z może śmiało iść na płytę.

Zatem myślisz o publice już po powstaniu kawałka, nie na początku?

Dokładnie tak.

Katarzyna „Strati” Mikosz

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4963698
DzisiajDzisiaj1089
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4648
Ten miesiącTen miesiąc46531
WszystkieWszystkie4963698
54.235.6.60